Najnowsze wpisy, strona 14


Bez tytułu


Autor: solei
17 grudnia 2004, 16:56

Czasami zbyt dużo słów. Czasami zbyt dużo złości pojawiającej się tak totalnie znikąd. Czasami wstaje się w – zdawałoby się – dobrym nastroju, by w ciągu następnej minuty wywołać awanturę.

 

Zbyt dużo słów wylewających się tak totalnie znikąd.

 

A później zamknięte drzwi. A jeszcze później pojawiająca się nagle i waląca obuchem w głowę myśl, że może już nigdy nie będzie dane odwrócić sensu wykrzyczanych myśli – a przecież pojawiły się one tak totalnie znikąd!

 

Zaczęłam wczoraj oglądać ten dokument na Polsacie – o powodach popełniania samobójstw.

Wytrwałam przed telewizorem może 10 minut.

Zemdliło mnie. Psychicznie. Długo nie mogłam usnąć. Zupełnie jak wtedy, gdy w szkole średniej przypadkowo dostała się w moje ręce gazeta „Zły” zawierająca makabryczne  zdjęcia ofiar wypadków, gwałtów, morderstw…Te sceny zatruwały mnie przez ponad tydzień. Do dziś mam przed oczami niektóre z nich.

 

Czasami ta świadomość, że może patrzy się na kogoś ostatni raz, pojawia się tak totalnie znikąd i zatrzymuje myśli w gardle bądź przekręca je o 180 stopni. Otoczenie wtedy dziwi  się – o czym ty mówisz, o czym myślisz? Też ci głupstwa w głowie!

A przecież często śmierć wędruje bezczelnie tuż za  wypowiedzianymi w gniewie słowami.

[A później ktoś robi zdjęcie i puszcza w internetowy obieg. Rzygać się chce]

 

 

A przed Waszymi oczami kolejne dzieło Naamah! :-))

Bez tytułu


Autor: solei
12 grudnia 2004, 20:23

Czasami tak wychodzi, tak się udaje, że obydwoje mamy odpowiedni dzień do rozmowy. Od słowa do słowa zahaczamy o coraz istotniejsze wydarzenia: o mnie, o nim, o świecie, o rodzinie. Dyskutujemy i pogrążamy się w tym z coraz większym zaangażowaniem.
Ile myśli mu zawdzięczam? Ile decyzji mego krótkiego życia? Kim byłabym bez niego?
Ojciec stanowił motor mych działań. Po każdej rozmowie z nim, czułam jak między łopatkami wyrastają mi skrzydła a chęć do działania rozpiera mi wnętrze. I czułam się kimś – kimś kto dużo może.
Najlepsze jest to, że nigdy nie mówił mi jak cudowny jest ten świat i że wystarczy wyciągnąć rękę, by móc dosięgnąć wszystkiego. Nie. Z reguły słyszałam, że życie to walka i jeśli zgodzę się podjąć ogromny wysiłek, to może uda mi się osiągnąć to, czego pragnę.
A kiedy nie osiągałam? – nigdy nie potępiał tylko przytulał i dawał siłę do dalszych starań.
Zawdzięczam mu bardzo wiele, bo część swojego ja.
I mimo wszelkich wad, jakie nad nim ciążą, mimo złości i cierpień jakich nieświadomie mi przysparzał, dał mi całą siłę i chęć do działania jaką dziś posiadam. I to się liczy. Bo to co złe, stanowiło drobnostki i odeszło w niepamięć. A to co mi dał, mam do dziś.

Dlaczego to napisałam?
Bynajmniej nie jest poważnie chory, nie umiera, więc nie jest to z mojej strony żadna forma rozliczenia się z nim. Wręcz przeciwnie : siedzi w pokoju obok, ogląda program na Discovery, a w między czasie zastanawia się co by najchętniej zjadł.
Przed chwilą jednak rozmawialiśmy. Dodał mi energii, trochę nieświadomie pomógł rozwikłać dręczące mnie wątpliwości, i spowodował, że poczułam ogromną wdzięczność do niego.
Wdzięczność, która pojawia się po każdej rozmowie – już od tylu lat.

 

Nawiązując do poprzedniej notki: także i on nie był mnie do końca pewny. Miał (i ma) nadzieję, że będzie mi się wiodło, że może coś osiągnę Jednak wszelką wiarę czerpałam tylko z możliwych dróg, jakie mi wskazywał, a nie  z jego wiary we mnie.

Ale to drobnostka…

 

Bez tytułu


Autor: solei
08 grudnia 2004, 21:17

Koniec końców druga osoba jest człowiekowi potrzebna choćby po to, by przejrzeć się w jej oczach, niczym w krzywym zwierciadle, które zadziwiająco trafnie oddaje kształty.

Dowiedziałam się dziś, że jestem flegmatyczna i za dużo „filozofuję” :-), co zdecydowanie utrudnia życie …

Coś w tym chyba jest, prawda? Trudno zaprzeczyć.  

 

Chciałabym mieć przy sobie kogoś, kto bardziej we mnie wierzy, niż ja sama w siebie.

 

Bez tytułu


Autor: solei
28 listopada 2004, 14:13

Czasami myślę, że w miłości to jak w szachach. Po przemyśleniu trzeba pewną ręką, zdecydowanym ruchem wykonywać wszelkie posunięcia, a nie wahać się czy wycofywać z  poczynionych kroków.

I należy mieć przy tym świadomość, że nawet jeśli pojawi się żal nad straconą figurą, to i tak dojdzie się w końcu do zwycięstwa… (lub porażki – ale o tym się podczas rozgrywki nie myśli,  bo przecież nie po to się tę grę rozpoczyna).

 

 

Bez tytułu


Autor: solei
19 listopada 2004, 20:02

Może to tylko taki dzień, może ta smętna pogoda, może marazm i dzwoniąca w uszach cisza, a może fakt, że przetrwoniłam ten dzień na takie bzdury, że aż się rzygać chce (a istotne jest  to, że większość mych dni w taki sam sposób puszczam przez palce – stąd ten ogromny żal do siebie ; nie umiem się zorganizować, a później z bólem żołądka, w panice uświadamiam sobie jak blisko jest deadline…)

 

Więc stąd może ta straszliwie krojąca wnętrze, a pojawiająca się tak uporczywie, myśl, że wszystkiego w życiu trzeba doświadczyć zupełnie samemu, że wszystko, co z impetem i nieodwracalnością walca wtłoczy się na mnie, będę musiała odpychać jedynie własnymi rękoma. Bo przecież nikt nie zobaczy, nie pojmie, nie odczuje tego tak jak ja. Nikt nie przejmie się tym tak jak ja, nikt nie włoży w zwalczenie tego tyle wysiłku ile włożę ja. Nikt nie będzie w stanie mnie wesprzeć, tak skończenie do końca, bo stany wewnętrzne nie podlegają mocy zewnętrznego środowiska...

I  nie będę nigdy w stanie komuś pomóc tak, jakby tego naprawdę potrzebował.

 

Poczułam się strasznie przytłoczona i strasznie samotna