Archiwum listopad 2004


Bez tytułu
Autor: solei
28 listopada 2004, 14:13

Czasami myślę, że w miłości to jak w szachach. Po przemyśleniu trzeba pewną ręką, zdecydowanym ruchem wykonywać wszelkie posunięcia, a nie wahać się czy wycofywać z  poczynionych kroków.

I należy mieć przy tym świadomość, że nawet jeśli pojawi się żal nad straconą figurą, to i tak dojdzie się w końcu do zwycięstwa… (lub porażki – ale o tym się podczas rozgrywki nie myśli,  bo przecież nie po to się tę grę rozpoczyna).

 

 

Bez tytułu
Autor: solei
19 listopada 2004, 20:02

Może to tylko taki dzień, może ta smętna pogoda, może marazm i dzwoniąca w uszach cisza, a może fakt, że przetrwoniłam ten dzień na takie bzdury, że aż się rzygać chce (a istotne jest  to, że większość mych dni w taki sam sposób puszczam przez palce – stąd ten ogromny żal do siebie ; nie umiem się zorganizować, a później z bólem żołądka, w panice uświadamiam sobie jak blisko jest deadline…)

 

Więc stąd może ta straszliwie krojąca wnętrze, a pojawiająca się tak uporczywie, myśl, że wszystkiego w życiu trzeba doświadczyć zupełnie samemu, że wszystko, co z impetem i nieodwracalnością walca wtłoczy się na mnie, będę musiała odpychać jedynie własnymi rękoma. Bo przecież nikt nie zobaczy, nie pojmie, nie odczuje tego tak jak ja. Nikt nie przejmie się tym tak jak ja, nikt nie włoży w zwalczenie tego tyle wysiłku ile włożę ja. Nikt nie będzie w stanie mnie wesprzeć, tak skończenie do końca, bo stany wewnętrzne nie podlegają mocy zewnętrznego środowiska...

I  nie będę nigdy w stanie komuś pomóc tak, jakby tego naprawdę potrzebował.

 

Poczułam się strasznie przytłoczona i strasznie samotna  

Bez tytułu
Autor: solei
16 listopada 2004, 20:27

Po każdej górce musi być dolina. – taki sobie truizm.

I tych górek i dolin jest od licha we wszystkim – w emocjach, nastawieniach, wydarzeniach, zachowaniach itd., itp.  

Falowanie i spadnie.

Czasami mnie się zdaje, że lepiej jest nic nie przeżywać. Nie czuć wzniośle, nie „szybować w chmurach”, nie zachłystywać się chwilami, by nie potłuc sobie tyłka spadłszy na ziemię. Nie będąc w górze nie jest się na dole. Nie tańczącym na linie nie grozi upadek.

Jedynie spacer po płaskowyżu – przy stałych emocjach, oczekiwaniach, wydarzeniach jest tym, co zapewnia bezpieczeństwo… wszelkie „górne i durne” emocje to inwestycja wysokiego ryzyka. I jakże często się nie zwraca.

 

 - Napisałam to już parę tygodni temu, a teraz znalazłam porządkując twardy dysk.

 

Czytając to pomyślałam jedno: a lepsza jest niby monotonia?

[I ciekawe co prędzej człowieka zabija]…

 

Ile warte są takie myśli i słowa po tygodniach, miesiącach, latach, skoro tak szybko tracą na aktualności?

Zresztą sam ich sens: „Dlaczego niebo jest niebieskie? Nie chcę żeby było niebieskie. Lepiej żeby było różowe!”…

 

Bzdury.

 

PS. A to już przecież rok na blogowisku! … Ciekawe kto jest bardziej wytrwały: ja czy Wy? ;-) Dzięki za bycie tu!

 

List
Autor: solei
04 listopada 2004, 18:12

Płakałam opowiadając Ci to w słuchawkę. Płakałam żądając dla siebie równości.
I w końcu tę równość uzyskałam. Wywalczyłam ją sobie, wyprosiłam, wybłagałam. Padło znaczenie stwierdzenia: „Masz o co prosisz! Proszę bardzo”.
Wyciągnęłam rękę. Przyjęłam.
I nie wiedziałam co dalej z tym zrobić.

Bo to nie jest tylko tak, że to ktoś tkwi w szablonie zachowań, od których uwolnić się nie umie, czy nie chce.
Tkwię w szablonach także ja.
Skoro „My - Jesteśmy” to znaczy, że te schematy muszą się jakoś uzupełniać, muszą być spolaryzowane, by mogły się nawzajem przyciągać.
Próbując więc łamać jego schemat, przeciwstawiam się także swojemu…

Nie płakałam z bezsilności w zwalczaniu jego demona.
Płakałam widząc, jak bardzo nie umiem uwolnić się od tego mojego – widząc, że udawanie, że go nie ma, wcale nie sprawia, że on znika.

...

 

Patrzyłam na to co się działo wokół mnie od wczesnego dzieciństwa. Chłonęłam wzorce zachowań, rylcem zapisywałam je w pamięci. I mimo rodzącej się z wiekiem niechęci wobec nich, mimo coraz jaskrawszego ich potępienia, budowałam sobie z nich system drogowskazów, mapę na życie…

O czym mówił Kant? Że wolność to możliwość kierowania się rozumem i nie poddawania się determinizmowi?
Poczułam się niewolnikiem własnego uwarunkowania.
Zastanawiam się przed czym ja tak naprawdę uciekam? Bo wychodzi na to, że przed samą sobą. Rozum ucieka przed tym co zdeterminowane.

No - ale- , no przecież nie można uciec od siebie!

Nie to, co jest zewnętrzne względem człowieka potrafi go zniszczyć. Największym wrogiem bywa człowiek sam wobec siebie.