Archiwum sierpień 2004


Bez tytułu
Autor: solei
30 sierpnia 2004, 18:50

Czasami patrzę na nią i ze strachem zastanawiam się ile we mnie z niej będzie, ile jest.

Tak samo jak ona patrzy na swą matkę i w krzyku wyraża tak głęboko tkwiącą dezaprobatę. A później, w domowym zaciszu, przy nas,  stanowczo usiłuje wyprzeć się istniejącego w charakterach podobieństwa.

Ja również się tego obawiam. Chciałabym powiedzieć, że jesteśmy na tyle od siebie różne, bym mogła ustrzec się przed błędami, które ona tak wyraźnie teraz popełnia… Genetyczny bagaż jest jednak ciężki.

Chyba jedynie posiadana świadomość może spowodować, że nie stanę się tą osobą, przed którą uciekam. Świadomość i kontrola własnych zachowań, rozumienie ich.. O ile to w ogóle jest możliwe.

 

A główny wniosek z dzisiejszego dnia, to: zaprzestanie przewidywania ludzkich reakcji, czy motywów działania, szczególnie, gdy to przewidywanie cechuje pesymizm. (!!!)

 

Bez tytułu
Autor: solei
25 sierpnia 2004, 21:41

„Myślę sobie, że nie jest źle” – to tak za każdym razem, gdy nachodzą wątpliwości.

Patrzę na swe dłonie – przykopcone słońcem zupełnie jak dekolt… dekolt ów uwieczniony został przez kolegę na jednym ze zdjęć – bezczelne ujęcie wykonywane z bezczelnym uśmiechem i wesołym stwierdzeniem: „Pawełek osiwieje z zazdrości”. Nie osiwiał. Widział dziś zdjęcia i jedyną reakcją był szeroki uśmiech.

Patrzę na swe nogi – w porównaniu do reszty ciała, pozostały wyjątkowo jasne. Takie jakieś outsidery -  równie niezależnie od chęci, przytupujące na dyskotekach… A dyskoteki nie były najlepsze. Na jednej zabito chłopaka i zgwałcono mu dziewczynę (akurat w ten wieczór, gdy o mało nie zdecydowaliśmy się, by tam zawitać), na innej o włos nie wywołałam draki – było tak ciasno, że wiecznie czułam czyjeś łokcie w swych żebrach, aż w końcu, gdy popchnięto na mnie kogoś, nie wytrzymałam i oddałam... Dzięki Bogu że miałam „ochronę” przy boku…

Patrzę na swą twarz… cholera. Wystawiana do słońca, nie osłaniana na plaży, odznacza się ciemnym blaskiem i pogłębionymi bruzdkami wokół oczu. Za dużo słońca czy za dużo uśmiechów? Początki kurzych łapek.

A przecież pogoda zanadto nie dopisywała. Wstawałam o 9-tej rano, by pół godziny później wędrować przez miasto na plażę i zawróciwszy w połowie drogi, wracać krokiem jednostajnie przyspieszonym goniona przez czarną chmurę deszczową…

Wstać o 9-tej to był wyczyn. Wieczorne alkoholowe maratony zaczynały być męczące – wyjechałam by odpocząć czy się zmęczyć?… pytanie retoryczne. Wstawałam jednak o 9-tej bo cholernie szkoda było dnia. Oni nie wstawali. Wędrowałam więc sama przez wyciszone miasteczko, a w głowie mogłam mieć pustkę… To takie chwile, gdy myśli mogą być rozpierzchnięte zupełnie jak te chmury nad głową. Totalnie zakręcone i totalnie zwrotne. Nie uchwycisz… Nie chwytałam. Wracałam w deszczu zaliczając po drodze delikatesy, bo przecież cholera znowu nic na śniadanie nie było. Ich wieczorne „wyżeranie na zakąskę” zaczynało być męczące dla portfela [lodówka w pokoju to błąd].

A później były te dni – zapełniane zajęciami niczym okna kitem. Łatanie dziur… I wbrew pozorom to łatanie wychodziło nam na dobre. Nic nie planowane, żadnych grafików, tylko pytanie własnego lenia: „na co masz dziś chrapkę? hm?”. Później zaledwie kłótnie czyj leń przeforsuje swój kaprys, bo co jak co, ale typem leni różniliśmy się diametralnie…  I nie tylko tym się różniliśmy… Może czasem lepiej jest nie poznawać tak blisko ludzi, tylko pozwolić im pozostać w tej miłej masce „okazjonalności”. Wtedy można powiedzieć: mam tylu sympatycznych znajomych!...

I tak to było.

I nie tylko tyle, bo dużo więcej. Szkoda jednak czasu na spisywanie…A tak w ogóle, to już nie wiem co chciałam tu napisać… Po prostu popłynęło sobie zdanie po zdaniu.

To napisałam wczoraj. A dziś mogę jedynie powiedzieć: nie pamiętam, że gdziekolwiek byłam. Już żyję warszawskim trybem. Jedynie zdjęcia (około 300) stanowią dowód tygodniowej nieobecności w codzienności.

Ta codzienność wbrew pozorom mnie cieszy. W niej jest Paweł... Miałam dobrą motywację do powrotu.

 

To rzeczywiście był trudny tydzień bez niego.

 

Bez tytułu
Autor: solei
14 sierpnia 2004, 19:57

Piękne słońce pojawiło się nad Warszawą, mimo, że cały dzień lało jak z cebra.

Dziwne, że tak często  dopiero wieczory stają się pogodne.

Jakoś więc nie pasuje do otoczenia ten mój nostalgiczny nastrój: katuję Sade – z jej King Of Sorrow, czy By Your Side, i Branford Marsalis – Harlem Blues. Wczoraj ściągane mp3 - to podobno szaleństwo przy świeżo sformatowanym twardym dysku… Nie wiem. Nie wnikam. Najwyżej sformatuję ponownie.

Myślowy entliczek pentliczek. Siedzę, piszę, słucham muzyki, kończę tabliczkę czekolady, podjadam resztki obiadu – zamiast przynajmniej przejrzeć co powinnam spakować.

Nie mogę się skupić. Nawet pisanie mi nie idzie. Jeszcze jestem pod wrażeniem zaskakującego zakończenia, dopiero co obejrzanej, „Osady”, jeszcze czuję (dziś wyjątkowo silny i czuły) Pawła uścisk na mym ramieniu, jeszcze w głowie plącze się  pytanie, zerkającej z uśmiechem matki: „No i co? Pożegnaliście się w końcu?” … Nie pożegnaliśmy się. Jeszcze przyjedzie do mnie jutro – wyściskać mnie i upewnić się, że brat będzie miał mnie na oku – żeby żaden blondyn nie śmiał się do mnie przystawiać (dobre sobie)… Siedem dni w Mielnie ze znajomymi – w jakimś niezłym pensjonacie, blisko do morza, blisko do knajp, zapowiedź szampańskiej zabawy – a ja siedzę smętna z poczuciem, że to będzie trudny tydzień bez niego. Nie dostał urlopu.

Muszę się powoli pakować.

Morza szum, ptaków śpiew – tylko pogoda fochy stroi…

 

Bez tytułu
Autor: solei
10 sierpnia 2004, 22:13

Co robi kobieta kiedy się nudzi i jest zła? Idzie do fryzjera i obcina sobie grzywkę. Później własnoręcznie poprawia  robotę "fachowca" i wtedy nie jest już zła.

Wtedy jest "wk... ona".

 

Bez tytułu
Autor: solei
08 sierpnia 2004, 13:12

Heartland - obawiam się, że miałeś rację :-)

Przesada.

Przecież bywa również "całkiem w cyc".

 

To ja się może jeszcze nad tym wszystkim  zastanowię... Albo lepiej : w ogóle przestanę się nad tym zastanawiać.