20 września 2006, 22:02
Powyrzucane zdjęcia i uprzątnięte zakamarki pamięci. Odkurzone ze złudzeń. Z tej nadziei, która tliła się wbrew rozsądkowi. Powiedzenie, że nadzieja matką głupich znalazło w tej sytuacji potwierdzenie. On jest nadal z tamtą. Podobno szczęśliwy, zaangażowany, oczarowany nią, co mnie w końcu nie dziwi, bo dziewczyna jest tak bardzo różna ode mnie... A to miał podwyżkę, a to gdzieś byli, a to czyjeś wesele, na które razem pójdą – skrawki informacji obijają się o moje uszy i na małżowinach zostają, nie trafiają do środka, nie zatruwają mnie już tak bardzo. On należy już do przeszłości, która zamknięta została na kluczyk za drzwiami, spod których ewentualnie jakieś światło dobiega. Czasami coś zaboli, jakaś myśl się przemknie, jakieś wspomnienie wytrąci z tego rytmu nie pamiętania i nie odczuwania, ale to już coraz rzadsze promienie tamtego światła. Ono gaśnie... Czy też może przyduszane jest tą męską ręką, która tak bardzo niespodziewanie pojawiła się przy mnie. Jeszcze nie wiem jak się to potoczy, czy to czasem nie ponowne złudzenie, że „tym razem z tym człowiekiem będzie już dobrze”, ale pomijając konsekwencje, on jest jak balsam na rany pamięci i z tym mi jest teraz dobrze, więc niech trwa...
Na początku września pękł mi srebrny pierścionek, który dostałam od P. podczas zeszłorocznych wakacji nad morzem. Niech to więc będzie taki symboliczny koniec