Najnowsze wpisy, strona 22


Bez tytułu


Autor: solei
21 kwietnia 2004, 15:39

Gdybym miała zobrazować moje aktualne życie, to powiedziałabym sztampowo: błękitne niebo, na którym pożądany jest widok pioruna. To jakiś całkiem zakręcony wywar zupny, w którym pływa wszystko, tylko nie tworzy to klarownej i określonej potrawy. To jakiś chwiejny chód po linie zawieszonej zaledwie metr nad ziemią – bez motywującego strachu przed upadkiem. To jakieś takie coś, w którym jest (może być?) wszystko, ale w zaledwie spranych, pastelowych kolorach. Kiedy więc podejmuję decyzję, to mówię: mogę w lewo a mogę i w prawo – wsio rybka, bo to i tak niczego nie zmienia.

Gdybym miała zobrazować siebie, to powiedziałabym: dwie proste, krzyżujące się i wiecznie stojące w opozycji – oto cała ja. Ambiwalencja na dwóch nogach.

Niech coś trzaśnie, albo się rozpadnie, albo się zbuduje, albo się stworzy, albo zaiskrzy iluzją, albo ... – niech to wszystko nabierze rozpędu, bo mięśnie mi zwiotczały od tego siedzenia na środku jeziora – w ciszy, bez wioseł.

Powiało banałem? Niech będzie. Ostatnio wszystkie słowa wydają się nie wychylać ponad trywialne określenia czegoś tam.

Bez tytułu


Autor: solei
16 kwietnia 2004, 20:55

Przytargał ze sobą pudło, otworzył je i pogłaskał mnie po głowie.

- Zajmiesz się tym? – spytał.

To było parę tygodni temu.

W święta o to nie pytał, ale zadzwonił w środę:

- I jak ci idzie? Powklejałaś już, podpisałaś wszystkie?

Wykręciłam się od odpowiedzi, choć oczywiście mogłam się przyznać, że nie mam czasu na takie bzdury, jak wykonanie rodzinnego albumu. Zrobiłabym mu jednak ogromną przykrość.

Pamięta wszystkie daty: dzień moich urodzin i imienin, urodziny mojej babci, ojca, brata, ciotek i innych członków rodziny. Także swoich córek, tylko im życzeń już nie składa. Nie rozmawiają ze sobą od ponad 7-miu lat. Pamięta więc szczegóły wydarzeń sprzed dziesiątków lat. Pamięta ludzi, chwile, momenty i szczęście, które wtedy odczuwał, a które teraz trzyma już tylko w dłoniach.

Wręczył mi to pudło, trzęsącymi się dłońmi alkoholika, zaniósł się chrapliwym kaszlem człowieka o przeżartych płucach i poprawił koszulę, wiszącą na wychudzonych gnatach.

I wręczył mi pudło z nadzieją, że ujmę w ramy i posegreguję jego wspomnienia – chyba ulatniające się wraz z parującym z ciała alkoholem. Zbiorę je i stworzę galerię cieni przeszłości : on bawiący się z roczną córeczką klockami; on z żoną przytuloną do ramienia; jego dzieci biegające radośnie po placu zabaw; on ze swoją rodziną – uśmiechnięty i szczęśliwy.

Wręczył mi to pudło jako cały dorobek swojego życia – to wszystko co pozostało mu po 50 latach istnienia. I mimo tych miesięcy wyrzeczeń i zagranicznej harówki, mimo nadziei pokładanych w dorastających dzieciach, mimo lat współtworzenia z ludźmi czegoś, co nazywa się rodziną – jedynym jego dorobkiem jest pudło z pożółkłymi fotografiami.

Poza nimi istnieje dla niego tylko: życie z dnia na dzień – picie – życie od poranka do wieczora – picie – życie – picie – śmierć.

- To wszystko odnośnie poprzedniej notki. To odnośnie przeszłości, o której powiedziałam – zamknąć ją w skrzyni na strychu a klucz wyrzucić do jeziora. Wychodzi więc na to, iż zapomniałam, że relatywizm istnieje nie tylko w fizyce. W moim przypadku oglądanie się wstecz wiąże się z rozchwianym stosunkiem do procesów mnie tworzących, a dla niego to motor do otwierania oczu o świcie. Dla mnie to jedna z minionych partii życia, dla niego – całe życie...

W takich momentach mam ochotę zamknąć usta i nie mówić już nic.

A tak poza tym, to: boli mnie głowa (wiosenne przesilenie?), boli mnie dziąsło od ósemki (zmądrzeję?) i mam wyniki badań (“nie widzę żadnych negatywnych zmian” – no to sukcesywnie hamujemy proces).

... “A tak poza tym, to wszyscy zdrowi” ...

Bez tytułu


Autor: solei
10 kwietnia 2004, 21:10

I kolejny raz się odezwał.

Tyle lat jest zawieszonych między nami a jednak nadal mamy kontakt. Przypomniałam sobie niektóre momenty i pomyślałam, po raz nie wiem już który, że rozstanie to mógł być błąd... To zabawne, że przeszłość trzyma mnie silnymi, haczykowatymi pazurami i nie mogę się uwolnić od myślenia o niej. Ciągle ktoś, z przeszłości bliższej i dalszej, przypomina o sobie. Od nowa roztrząsam więc: co by było gdyby? A najgorsze w tym wszystkim jest to, że idealizuję. I wydarzenia i ludzi. Wyolbrzymiam, przekręcam i upiększam. I to jest chore. Z przeszłością, tą, której konsekwencji naprawić się już nie da, trzeba zrywać. W przyszłość patrzeć a nie oglądać się na to co minęło. A do mnie to wszystko ciągle wraca. Bumerang... Czasami piszę: “myśli wypiera się tylko innymi myślami”, więc może analogicznie: “przeszłość powinna być zastąpiona teraźniejszością?”. Pewnie tak. Tylko jakoś nie potrafię się zebrać, by stworzyć ją równie “atrakcyjną”.

Idealizuję. On już pewnie też. Przysłał mi zdjęcie: stoimy objęci na Rynku Głównym Starówki (jakoś nie pamiętam momentu, gdy było wykonywane). Patrzę na nie i myślę: jeśli on mnie taką pamięta, to zdziwiłby się, gdyby mnie dziś zobaczył. Wtedy byłam “słodka”: spódniczka z rozporkiem, bluzeczka z dekoltem, sandałki na obcasiku, torebka na ramieniu, długie blond włosy, opalenizna... Macho oglądali się za mną na ulicy a koledzy z pracy robili maślane oczy i na dyskoteki próbowali wyciągać. A on był zazdrosny. I dumny.

A dziś, po blisko czterech latach, tak bardzo nie lubię tamtego swojego wizerunku. Nie znoszę go i staram się mu zaprzeczać. Bo to nie był tylko wizerunek. To był także sposób myślenia, postrzegania i ustalania priorytetów. Więc jeśli on mnie taką pamięta, i jeśli patrzy na to zdjęcie przywołując jedynie te lepsze wspólne chwile, jeśli z upływem czasu dopowiada sobie to, czego brakuje mu w mym pełnym obrazie, to widzi już nie mnie. I już nie za mną “tęskni”. Ja się bardzo zmieniłam. Bardzo zmienił się i on – powiedział mi to podczas ostatniej rozmowy. A jednak ciągle patrzymy na stare zdjęcie i wyobrażamy sobie, że jesteśmy, jacy byliśmy (w wersji wyretuszowanej) i byłoby, jak chcielibyśmy by było (w wersji idealnej)...

To jest pozbawione sensu. Przeszłość należy chować do skrzyni na strychu a klucz od kłódki wyrzucać do stawu. Ktoś mi ostatnio o tym wspominał, a ja, dopiero teraz, przyznaję mu rację.

Przyznaję rację. Więc gdyby myśli można było dostosować do deklaracji... Ale można czyny.

PS. A później, jakby tego było mało, spotkałam na ulicy pana M., który stwierdził: “Wiesz co, kotek? A byłem pewien, że jesteśmy sobie przeznaczeni!” i zaczął bezpardonowo tulić się do mojej szyi. Już nie chciałam mu mówić, że zgrabnie sobie wymyślił to przeznaczenie: wyszumieć się, wybzykać dziesiątki innych, by w wieku 27-miu lat wrócić, spokojnie i radośnie, w ramiona potencjalnej kandydatki na żonkę...

Bez tytułu


Autor: solei
05 kwietnia 2004, 22:08

“Ty chyba nie liczysz na to, że będziesz zrozumiana? – powiedziałam w rozmowie – Możesz im własne bebechy uzewnętrznić, a i tak każdy zobaczy tylko to, co chce i jest w stanie widzieć. Daj więc sobie spokój. Pamiętaj, że patrzą na ciebie przez pryzmat siebie – konkretnym nastawieniem, oczekiwaniem, wcześniejszym doświadczeniem. Nie spodziewaj się zbyt wiele. Nie licz, że zrozumieją co masz na myśli... Przypuszczam, że nie spotkasz się z pozytywnym odbiorem... Wiesz, najlepiej nie mów za dużo, bo i tak obrócą to przeciwko tobie. Choćbyś nie wiem jak dobre intencje miała... ”

A teraz pomyślałam, że przecież do blogowiska, te słowa pasują idealnie... a nawet więcej. To miejsce jest znacznie bardziej pozbawione możliwości zrozumienia, niż realny świat.

Choć w sumie wszędzie jest podobnie. Chyba ze wszystkimi ludźmi mamy jedynie swoiste punkty styczności [a kto widząc zaledwie punkt, jest w stanie zrozumieć całość?]. Zawsze jest się tylko samemu ze sobą i w rezultacie można się do tego chyba przyzwyczaić... No, ... z czasem.

PS. Przedświąteczna uwaga: jak przetrwać świąteczne zjazdy rodzinne? Olać i nie wyskakiwać z dobrymi radami. To była moja rada! [dobra ;-)]

Bez tytułu


Autor: solei
01 kwietnia 2004, 22:12

“I jeszcze informacje drogowe: dziś zdejmujemy nogę z gazu na ulicach ......... , ............ i ........... bo panowie z radarami już czekają!”...

No proszę – w porannych informacjach radiowych można posłuchać bezpardonowego namawiania do łamania prawa. – Zdejmujemy nogę z gazu na ulicach ... ble, ble, ble – za to na wszystkich innych możemy zapieprzać srogo ponad setkę, rozjeżdżać przechodniów, rozchrzaniać ogrodzenia i zabijać innych kierowców w wyniku czołowego zderzenia! Luz! Dajemy wam, kochani nasi słuchacze, cynk jak uniknąć ograniczeń spaczonego prawa. Bo przecież ograniczenie prędkości w terenie zabudowanym to przegięcie, mające tylko jeden, jedyny cel: uniemożliwienie prawym obywatelom dojechania na czas do pracy!...

I te same stacje radiowe, z pełną mocą, bębnią dzień później, jak to z 10-cio letniego dzieciaka została miazga na środku przejścia dla pieszych i jak to warszawska policja nie daje sobie rady z wyłapywaniem piratów drogowych : gdzie się podziewają stróże prawa? nigdy ich nie ma tam, gdzie być powinni! co oni w ogóle robią? obijają się, wyciągają łapy po łapówki, albo wlepiają mandaty Bogu ducha winnym, porządnym obywatelom a nie zajmują się tym, czym należy! ... A dzień później kolejna dawka świeżutkich niusów: “ moi drodzy! – dziś zwalniamy przed skrzyżowaniem...”

... Uważaj złodzieju! : tu dziś stoi policja! – ukradnij w drugim sklepie. Uważaj gwałcicielu!: niedaleko kręci się patrol! – lepiej w innym kącie dorwij jakiś dorodny tyłeczek. Uważaj obywatelu!: na tej drodze nie pozwala ci się łamać prawa! – zrób to na następnej !! ... Medialna hipokryzja przyprawia mnie o mdłości.

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Kierowcy zacierają rączki z radości, a matki rozjechanych dzieci przeklinają ten codzienny komunikat. A ja razem z nimi. Już raz wylądowałam na masce samochodu (gdy przechodziłam po pasach przy zielonym świetle – komuś, kto miał warunkowe, za bardzo się śpieszyło). Za więcej takich atrakcji serdecznie dziękuję... No tak. Tylko to “dziękuję” wyfrunęło z mych ust, pofrunęło i odfrunęło w siną dal, bo przecież oczywistością jest, że głos jednostki zniknie wśród pisku opon.