Archiwum 10 kwietnia 2004


Bez tytułu
Autor: solei
10 kwietnia 2004, 21:10

I kolejny raz się odezwał.

Tyle lat jest zawieszonych między nami a jednak nadal mamy kontakt. Przypomniałam sobie niektóre momenty i pomyślałam, po raz nie wiem już który, że rozstanie to mógł być błąd... To zabawne, że przeszłość trzyma mnie silnymi, haczykowatymi pazurami i nie mogę się uwolnić od myślenia o niej. Ciągle ktoś, z przeszłości bliższej i dalszej, przypomina o sobie. Od nowa roztrząsam więc: co by było gdyby? A najgorsze w tym wszystkim jest to, że idealizuję. I wydarzenia i ludzi. Wyolbrzymiam, przekręcam i upiększam. I to jest chore. Z przeszłością, tą, której konsekwencji naprawić się już nie da, trzeba zrywać. W przyszłość patrzeć a nie oglądać się na to co minęło. A do mnie to wszystko ciągle wraca. Bumerang... Czasami piszę: “myśli wypiera się tylko innymi myślami”, więc może analogicznie: “przeszłość powinna być zastąpiona teraźniejszością?”. Pewnie tak. Tylko jakoś nie potrafię się zebrać, by stworzyć ją równie “atrakcyjną”.

Idealizuję. On już pewnie też. Przysłał mi zdjęcie: stoimy objęci na Rynku Głównym Starówki (jakoś nie pamiętam momentu, gdy było wykonywane). Patrzę na nie i myślę: jeśli on mnie taką pamięta, to zdziwiłby się, gdyby mnie dziś zobaczył. Wtedy byłam “słodka”: spódniczka z rozporkiem, bluzeczka z dekoltem, sandałki na obcasiku, torebka na ramieniu, długie blond włosy, opalenizna... Macho oglądali się za mną na ulicy a koledzy z pracy robili maślane oczy i na dyskoteki próbowali wyciągać. A on był zazdrosny. I dumny.

A dziś, po blisko czterech latach, tak bardzo nie lubię tamtego swojego wizerunku. Nie znoszę go i staram się mu zaprzeczać. Bo to nie był tylko wizerunek. To był także sposób myślenia, postrzegania i ustalania priorytetów. Więc jeśli on mnie taką pamięta, i jeśli patrzy na to zdjęcie przywołując jedynie te lepsze wspólne chwile, jeśli z upływem czasu dopowiada sobie to, czego brakuje mu w mym pełnym obrazie, to widzi już nie mnie. I już nie za mną “tęskni”. Ja się bardzo zmieniłam. Bardzo zmienił się i on – powiedział mi to podczas ostatniej rozmowy. A jednak ciągle patrzymy na stare zdjęcie i wyobrażamy sobie, że jesteśmy, jacy byliśmy (w wersji wyretuszowanej) i byłoby, jak chcielibyśmy by było (w wersji idealnej)...

To jest pozbawione sensu. Przeszłość należy chować do skrzyni na strychu a klucz od kłódki wyrzucać do stawu. Ktoś mi ostatnio o tym wspominał, a ja, dopiero teraz, przyznaję mu rację.

Przyznaję rację. Więc gdyby myśli można było dostosować do deklaracji... Ale można czyny.

PS. A później, jakby tego było mało, spotkałam na ulicy pana M., który stwierdził: “Wiesz co, kotek? A byłem pewien, że jesteśmy sobie przeznaczeni!” i zaczął bezpardonowo tulić się do mojej szyi. Już nie chciałam mu mówić, że zgrabnie sobie wymyślił to przeznaczenie: wyszumieć się, wybzykać dziesiątki innych, by w wieku 27-miu lat wrócić, spokojnie i radośnie, w ramiona potencjalnej kandydatki na żonkę...