Najnowsze wpisy, strona 2


Bez tytułu
Autor: solei
08 maja 2007, 19:45

Tak sobie zerknęłam na blogi, przypadkowo wpadłam do archiwum Sanga i przeczytałam jakieś komentarze pod starymi notkami… i mnie naszła nagła chęć, by spojrzeć Wam wszystkim w twarz, by spotkać się z tymi wszystkimi wieloletnimi „znajomymi”… Dziwne. Założeniem bloga było pozostawienie sobie anonimowości przy odrobinie ekshibicjonizmu, a tu nagle po tylu latach jakieś więzi się odczuwa…

 

Z pozdrowieniami dla Wszystkich!

S.

 

Bez tytułu
Autor: solei
30 kwietnia 2007, 12:05

Przedziwne zjawisko zaobserwowałam ostatnio – że kreatywność dopada mnie tylko w pracy. Łatwo mi się wtedy pisze zarówno teksty do prezentacji jak i notki na bloga :) Przedziwnym zjawisko zostało nazwane z racji niesprzyjających procesowi tworzenia  warunków – pod moim oknem zbiera się banda palaczy i jakkolwiek wiewy niosą, mój antynikotynowy nos trutkę zawsze wyczuje. Ponadto tak się składa, że przy uroczej ostatnimi czasy aurze,  dyskusje na papierosku nabierają rozpędu (i długości) i swą pikanterią uniemożliwiają skupienie na pracy… Ale w szczegóły wdawała się tu nie będę, bo niezbyt fajnie byłoby przeczytać w komentarzach, że autor owych słów się odnalazł i żąda jakiejś tantiemy za wykorzystanie jego nocnej przygody do rozbawienia blogowej społeczności (a co gorsza planuje do mnie wpaść z wizytą – wiedząc w końcu, pod którym oknem fajczył i gdzie szukać roznosiciela plotek). Tak więc wszelkie kwestie przemilczę sygnalizując jedynie, że będąc w pracy nierzadko wyciągam nogi na biurku i sącząc popołudniową kawkę relaksuję się przy opływających w szczegóły opowieściach nocy wiosennej i trelach równie żarliwego ptactwa.

I czy to jest powodem nasilenia mej kreatywności, czy może sam fakt, że miło jest, gdy słońce w plecy praży, napełniając pokój życiodajną energią – diabli wiedzą. Fakt pozostaje faktem, że… jakby to desperacko nie zabrzmiało, wolę ostatnio spędzać czas w pracy niż mieć dzień wolny!  Co za tym idzie najbliższe cztery dni wolnego (na szczęście w weekend mam zjazd na uczelni… pisałam już, że zaczęłam podyplomówkę?) przysporzą mi niezmiernie dużo smutku i goryczy. Nie muszę chyba mówić, że majówkowe plany odeszły w zapomnienie w momencie nagłego zakończenia romansu? Do tego rzesza znajomych wyemigrowała w góry i mazury, a pozostałe przypadki żonato – mężate, uwiązane do stolicy spłacanym kredytem mieszkaniowym, powodują u mnie chęć wykrzyknięcia, że trójkąty są przecież nie w modzie, więc daruję sobie dreptanie za nimi po Polach Mokotowskich, czy Starówce i wysłuchiwanie opowieści o trudach małżeńskiego życia… Alternatywą niech będzie spotkanie się z Tusiai w jakimś klubie, lub wspólne piwko przy hałasie ruchliwej ulicy – ale to sprawy na dłuższą metę nie załatwi…  

Jakaś forma permanentnego smutku i melancholii mnie w domu dopada, mimo równie intensywnie rozświetlającego mieszkanie słońca. Czy to wspomnienia powracają, czy może świadomość, że w domu to sama ze sobą tkwię i nie mogę przywdziać tej maski wesołości i beztroski, czy może w końcu fakt, że nie mogę liczyć na żadną rozrywkę i odwiedziny.. Takie jak w tym momencie – wpadli właśnie do mnie informatycy, by zainstalować nowe oprogramowanie. A że panowie młodzi i wygadani, to czysta przyjemność spędzać z nimi czas - siedzieli tu prawie godzinę :)

Obstawiam jednak te wspomnienia i brak osób do odgarnięcia tych myśli. Brak osoby do powstrzymania mnie przed oglądaniem zdjęć ze wspólnych wyjazdów i brak osoby, która powie, że nie był tego wszystkiego wart…

Zabieram więc ostatnio pracę do domu, bo siedząc tu nie mogę się skupić, a w domu za to potrzebuję jakiegokolwiek materiału do skupienia i oderwania myśli. Tylko jest jedno małe „ale” – w domu nie dopada mnie kreatywność.  

 

Bez tytułu
Autor: solei
27 kwietnia 2007, 15:15

Zapomniałam zupełnie, że mam bloga :)))

Romans wyszedł mi bokiem... Ja się zaangażowałam, a on to zobaczywszy zwinął żagle. Za przeproszeniem - chuj niesamowity bo zwodził, piórka stroił i czułości prawił do samego końca. Z drugiej jednak strony, należą się owemu panu słowa uznania, za biegłość w sztuce uwodzenia kobiet... Wybaczam więc sobie swą ślepotę i łatwowierność, przywdziewając jednocześnie pancerz nieprzystępności w rozmiarze XXL. Aktualnie kręcących się (niczym muchy nad kupą!) wokół mnie czterech panów spławiam w sposób tak nieprzejednany, że aż mnie samą - nad sobą samą - zdziwienie ogarnia... Oni się trenują w technice wyrywania - ja za to w sztuce totalnego zlewania!... I powiem więcej: dobrze mi z tym!

Bez tytułu
Autor: solei
23 marca 2007, 22:13

Na nic cholera nie mam ostatnio czasu STOP żadnego wolnego popołudnia na „nic nie robienie” STOP wszystko idzie nie po mojej myśli STOP w dodatku wszystko się skumulowało i dopadło mnie w jednym momencie STOP zdaje się, że nawiązałam coś w rodzaju „romansu w pracy” STOP obawiam się, że owy romans może wyjść mi bokiem STOP znowu schudłam i spodnie mi nie leżą STOP mam dosyć STOP proszę zatrzymać wreszcie świat ja wysiadam STOP …

Bez tytułu
Autor: solei
04 marca 2007, 19:45

Jestem uzależniona od lusterka. Zawsze trzymam je w torebce, choć to wcale nie oznacza, że non-stop się w nim przeglądam. Potrzebuję go w tych trudnych momentach, gdy sytuacja wymyka się spod kontroli i trzeba szukać pomocy w innej strefie świadomości.

Niesprecyzowana, nieokreślona i rozchybotana samoświadomość.

Ostatnio długo, boleśnie długo, wpatrywałam się w lustro, szukając w nim siły. Patrzyłam na podkrążone oczy i pojawiającą się delikatną siateczkę zmarszczek. Szukałam w tej twarzy dorosłości i dojrzałości, która pozwoliłaby mi wyprostować skulone ramiona i podnieść brodę. I powstrzymać wiszące na rzęsach łzy.

Wpatrywałam się w tę twarz, by dostrzec swoje lata i idącą za tym odporność na ciosy. Wewnątrz czułam się jak dziecko. Skrzywdzony gówniarz, który opieprzony przez kierowniczkę szuka schronienia u mamy.

Patrzyłam więc na tę zranioną istotę i zaczynałam dostrzegać jak jej twarz stopniowo tężeje, w oczach pojawia się wyraz zacięcia i odwagi a szczęki zaciskają się. Powoli docierała do mnie świadomość, że nie ma już dziecka, które może wylewać strumienie łez, bo ktoś miał zły humor i się przejechał. W lustrze odbijała się przecież twarz 27 – letniej kobiety, która powinna mieć już nieco stwardniały tyłek od życiowych kopów i stalowe oczy, w których nie pojawiają się już łzy z byle powodu.

 I powinna mieć już świadomość, że cudze słowo nie ma prawa umniejszać jej wiary w siebie i we własne siły. Nie w odzewie innych ludzi powinna szukać potwierdzenia swojej własnej wartości, nie w ich oczach wyszukiwać elementy do budowania obrazu siebie.

A jednak to robię. Chociażby w chwili, gdy spoglądam w lustro i jako obserwator patrzę na siebie z dystansu. Pojawia się więc znowu czynnik zewnętrzny – obraz, który widzą inni, i ten obraz pozwala mi odnaleźć w sobie siłę, by zacisnąć zęby i powstrzymać łzy…

Małe dzieci patrzą w lustro i na tej podstawie budują swą samoświadomość. Ile więc we mnie musi być jeszcze z dziecka, mimo posiadania 27 – letniej twarzy? Dużo za dużo.

Wewnętrznie wciąż czuję się jak smarkacz, a obraz, który dostrzegam wpatrując się intensywnie w lustro, wywołuje czasami wręcz zaskoczenie z powodu istnienia tego dysonansu..  

 

PS. W zeszłym tygodniu byłam na filmie: „Małe dzieci”. W zbyt wielu momentach mogłabym się utożsamić z bohaterami.

(Rewelacyjny film. Polecam!)

 

 

A w formie dodatku (no niech już będzie, a co mi tam ; specjalnie dla Kontestatora i *Ka) – „5 grzechów głównych”:

1. W wieku lat 15-tu miałam fioła na punkcie Backstreet Boysów… Wstyd i hańba.

2. Tusiai jest moją koleżanką, którą poznałam na studiach zanim jeszcze pisałyśmy nasze blogi.  Ale znam osobiście jeszcze dwóch Panów z Warszawy (w tym jednego bardzo dobrze Wam znanego, bo świetnie piszącego – wielka szkoda, że zlikwidował już swojego bloga), których poznałam właśnie na blogowisku. Znajomość opierała się początkowo na mailach albo gg, ale finalnie spotkałam się z nimi w realu kilkakrotnie.

3. Jedna z pierwszych umieszczonych notek w tym blogu (ta o mojej tragicznej jeździe autobusem na uczelnię) była względnie oszukiwana, bo stanowiła zlepek wielu różnych przypadków, a nie wydarzenie jednego dnia…  Ale kolejne notki to szczera prawda :)))

4. Mam jedno ucho odstające, co stanowi dla mnie odwieczny kompleks, w związku z tym zawsze (!!) noszę rozpuszczone włosy.

5. Podobno mój „blogowy image” nie prezentuje się zbyt ciekawie, bo piszę tu prawie zawsze wtedy, gdy jestem w kiepskim nastroju, ale tak naprawdę jestem bardzo wesołą osobą…  I, mimo, że na blogu niezwykle rzadko mi się to zdarza, w rzeczywistości często przeklinam… Iii… bardzo lubię seks. Czasami zdaje mi się, że nawet o wiele bardziej niż moi dotychczasowi partnerzy :)

 

Aha, jeszcze jedno. Przyznaję szczerze jak na spowiedzi, że mam żal do Naamah, za to, że nie przysłała mi swojego (normalnego) zdjęcia, mimo, że obiecywała mi to, gdy wysłałam jej swoje…

 

I jeszcze jedno: bardzo żałuję że Ormuzd nie pojawia się już na moim blogu. Niezmiernie ceniłam sobie jego komentarze.

 

Mam teraz wytypować kolejne osoby? Niech więc będzie : Iwcia_iwon, Fanaberka, Martynia… a czy jest jeszcze ktoś, kto się nie zwierzał?