Otwrzyłam dziś rano swoje śliczne oczęta, bo co jak co, ale uroku im nie brakuje - dziadzio zawsze to powtarza!. Nabrałam w usteczka świeżego, nocnego powietrza i doznałam... czegoś na pograniczu olśnienia.
Totalnym bezsensem jest umieszczanie tu tekstów piosenek. Ani to mnie nie wyraża - bo przecież to nie moje słowa; ani mi to niczego nie przypomina, bo słuchana w kółko piosenka zaczyna kojarzyć się niemalże ze wszystkim. No i, co najważniejsze, już dawno przekroczyłam magiczną granicę wieku, w którym fascynacja piosenką przekłada się całkowicie na jej obecność w życiu jednostki (ma się rozumieć 24h/24h).
W szkole śreniej uwielbiałam zasypiać i budzić się z myślą o mojej aktualnej miłości: do chłopaka i piosenki! I jedno i drugie "dzwięczało" mi w uszach dniami i nocami wprowadzając w stan erotycznej ekscytacji. I nie muszę chyba dodawać, że uwielbiałam to uczucie (totalny helikopter!!.. "Ja nie znam słów, którymi bym mógł powiedzieć tobie, co to za stan!...")
Dziś mi tego brakuje! Wraz z chwilą opuszczenia murów szkoły średniej straciłam możliwość przeżywania rozkosznych dreszczy i wstrzymywania akcji serca na widok "tego kogoś". Wejście w środowisko pracy, poznanie tak różnorodnych wiekowo ludzi i konieczność nawiązania z nimi poprawnych relacji, powoduje niesamowicie szybkie dojrzewanie psychiczne.
I zanika w nas ta popędliwość uczuć, gdy sprowadzają nas na ziemię zirytowane spojrzenia starszych. I zaczyna ograniczać nas rozum, gdy serce krzyczy : "Bierz go! To ten!!" I hamujemy swe uczucia, by nie zrobić z siebie błaznów zakochując się w żonatym.
A zakochiwanie się młodych dziewczyn w żonatych, a bynajmniej "solidnie zajętych", to duży problem w pracy. (Znam to z autopsji!!) Nie ma bowiem jeszcze tej świadomości, że oto staliśmy się ludźmi dorosłymi i "dorosłe decyzje" determinują kształt naszego życia. Nie ma umysłowej bariery hamującej nasze serca wyzwolone z rodzicielskich okowów i spragnione "podniebnych lotów". Do tej bariery jeszcze nie dojrzeliśmy.
Wytworzy się ona w nas dopiero wtedy, gdy po raz - któryś już - zakochamy się w mężczyźnie, biegnącym po pracy wprost w ramiona ciężarnej żony, czekającej na niego z parującą zupką kalafiorową i schabowym z marchewką na drugie.
Dopiero wtedy dostrzeżemy, że nasze uczucia nie są stworzone po to by istnieć w nas, dla nas i w darze innym, a tylko po to , by poddawać się niewoli naszego rozumu, twierdzącego zimno i racjonalnie : "Taaaaa... no ten, to w sumie może być .... hmm... ustawiony jest nieźle w kategoriach : praca, dochody, mieszkanie, samochód i perspektywy na przyszłość! I w dodatku nie ciągnie za sobą bagażu żony z pieluchami... taaaa..... BIERZ GO! OPŁACA SIĘ!" Na cóż wtedy zda się krzyk serca , że przecież : "no jak to tak??! .... bez uczucia??!!!.... jak to ?!!" "A no: tak to!! - powie rozumek - tak to, bo taki jest do cholery świat, w którym żyjesz!!! HALO!! Obudź się!! Romantyzm ulotnił się wraz z chwilą nastania drugiej połowy XIX wieku!! Halo!! MICKIEWICZ NIE ŻYJE!! TERAZ RZĄDZI PRAGMATYZM!!"
No to nauczyłam się tego pragmatyzmu... a raczej poddałam się mu, od kiedy dowiedziałam się , że "moja miłość" woli zostać w związku ze swoją drugą, dobrze "ustawioną życiowo" połówką!! Pragmatyzm górą!
Dlatego nie budzę się już ze słowami piosenki i "jego imieniem" na uśmiechniętych wargach. Dlatego nie czuję i nie przeżywam już piosenek tak intensywnie, jak to się działo, gdy jeszcze K. Kowalska śpiewała swoje: "Oto ja" , "Jak rzecz" czy "Wyznanie" , a ja zapisywane teksty przyozdabiałam różowymi serduszkami i perfumowałam tandetnymi perfumami. Nie przeżywam już!!
Tylko czasem, tak jak teraz (zbieg okoliczności??!!!) - kiedy odzywa się w radiu Budka Suflera ze swą chrapliwą : "Jolką, Jolką", powraca to dawno stłumione uczucie "podniebnego lotu", które odczuwałam tańcząc do tej piosenki na ostatniej dyskotece kolonijnej.... 8 lat temu!!
Ale uczucie to powraca tylko na chwilę... "Pragmatyzm górą" sprowadza mnie na ziemię w podawanych statystykach rozwodowych. Mickiewicz nie żyje!! Wiedzą to już ci, którzy żyją w środowisku pracy. Nie wiedzą ci (bynajmniej życzę im tego z całego serca!! ) , którzy o Mickiewiczu dopiero się uczą. Tym zazdroszczę! Chciałabym być znowu jedną z nich!
Może dlatego właśnie studia uzupełniające zaczęłam robić w trybie dziennym, a już nie zaocznym. Może próbuję w ten sposób przywołać smak życia w liceum. Życia i czucia! Tylko czy jest to możliwe do przywołania??... Zaczynam wątpić.
I może kłóci się to, co napisałam, z moją ostatnią notką - ze stwierdzeniem, że jestem sentymentalna.... Cóż, no... bywam, bywam!! Ale tylko przez parę minut przywołującej wspomnienie piosenki (wtedy mówię sobie, że "Zrobiło się cóś pompatycznie!!") i poddaję się chwili. Ale później, niewątpliwie, następuje bolesne brzdęknięcie tyłkiem o glebę rzeczywistości...ano...:-/