23 września 2005, 16:20
Czasami tak się zdarza, że za słodyczą od razu gorycz się sączy. Za sukcesem porażka, za miłą wiadomością, przygniatająca.
Dziś się obroniłam. Poszło gładko – piąteczka, a niedługo po tym informacja, która przytłacza i rozłupuje na drobiny dotychczasowe nadzieje i założenia.
Za radością łzy.
Szkoda. Mógł to być wspaniały dzień. A tak to z jednej strony zakończony rozdział, z drugiej otworzony następny mimo, iż wydawał się być otoczony całkiem jasnymi granicami.
Siedzę, gapię się w okno niczym wół na malowane wrota i w końcu konkluduję, że nie warto mieć nadziei, póki to coś nie stanie nam przed oczami w całkiem realnym kształcie. I nie warto mieć planów, jeśli tylko przekraczają granicę tygodnia.
Bo nie warto psuć sobie smaku dnia. Szkoda tej zniwelowanej goryczą słodyczy.
Jakoś nie czuję bym dziś cokolwiek osiągnęła.