18 czerwca 2004, 23:22
Zmęczyłam się. Bardzo, bardzo, bardzo!! Rządzi mną ten przedegzaminacyjny stres, który trzyma mój nos w notatkach, póki literki nie rozpłyną się przed mymi oczami.. Bardzo, bardzo, bardzo! niezdrowy system uczenia się. Efektywność przesiedzianych godzin z
anika w błyskawicznym tempie... Wiem (czuję) – znam to i z teorii i z praktyki, ale cóż – siła wyższa. Strach rządzi, psychiczna nieodporność... Wściekam się, że głowa robi się oporna niczym osioł – masy apercepcyjne zastygłe w bezruchu ;-) – i tkwię w tym dalej. Uparcie. Wbrew sobie – zgodnie z sobą? Licho wie... Cóż za parszywy stan.Dobiegający zza okna dźwięk kosiarki, wyrywa mnie z transu. Odkładam tekst, przeciągam się, włączam radio: bo pojawia się myśl, że skoro dozorczyni lata po trawce z bezładem na głowie (i z bezładem w głowie?), to najwyraźniej nie na “Tyrani chwili” Eriksena kończy się ten świat. Nie myślami o egzystencjalnym zagubieniu żyje to pulsujące czynnościami otoczenie. Nie tym oddycha moje miasto. Nie ta perspektywa jest jakkolwiek je
dyną... O! np. wyśpiewywane drżącymi głosami “Serce Jezusa” dociera mych uszu! Ile myśli pojawia się wraz z recytowanymi słowami modlitwy? Ile wrażeń wydychanych jest z tego pobliskiego kościoła w momencie, kiedy ja usilnie próbuję ogarnąć, o co chodzi w rozdziale “Tryumf demokracji?”...Brakuje mi tej szerszej perspektywy. Dystansu. Spojrzenia z wysokości bocianiego gniazda, a nie jedynie rzutu okiem na widnokrąg – ubogi, bo – wytyczony jedynie przez mój własny nos.
[Nos z lekka zadarty. Może w tym tkwi
przyczyna? ;-)]To było napisane wczoraj o godzinie 19-tej. Pomyślałam jednak, że nie wstawię tych słów, bo zaciekawiło mnie, jak zmieni się ich brzmienie w konsekwencji dnia dzisiejszego...
Jakoś nie zmieniło się :-) Tak zmęczona byłam wczoraj; dziś zmęczona jestem nie mniej, ale za to inaczej. Dziś jestem niewyspana: oczy otwarte od 18-tu godzin – wstałam o piątej rano, by powtórzyć najważniejsze rzeczy. Opłaciło się! Z ekstazą na twarzy [kto mnie widział, wie, że umiem ją okazać ;-)] stwierdzam: ma
m wakacje!!... A są tym donioślejsze, że przecież ostatnie w życiu.I, by utrzymać na tym blogu szczerość, powinnam coś więcej tu napisać. Brakuje mi jednak pewności... Na razie się powstrzymam.