13 marca 2004, 19:29
Tego się nie czuje. O tym się nie myśli. Nie ma mowy o zachowaniu ostrożności, bo ten strach jest zaledwie tworem czyichś słów... jest tylko słowem a nie uwewnętrznionym stanem.
O tym się nie myśli, kiedy się rano wstaje i dotrzymuje tempa obowiązkom. Tego się nie czuje nawet słuchając okrzyków dobiegających z wieczornych wiadomości. To są oni a to jesteśmy my. To jest ich świat a to jest nasz. Im się to przytrafiło, ale nas to nie dotyczy. Mimo więc, że słowo to ociera się o nas na co dzień; mimo, że g
dzieś plącze się świadomość, iż “wzmożony stan czujności zachować należy”, nikt wychodząc rano z domu nie mówi “Mam nadzieję, że zobaczymy się wieczorem. Wiesz, że cię kocham. Uważaj na siebie ”... To są oni – to jesteśmy my. Psychoza jest bynajmniej niewskazana.Ja też nie mówię tych słów, gdy zamykają się za kimś drzwi. Nie słyszę tego, gdy wychodzę rano. Nie myślę o tym, kiedy ktoś spóźnia się z pracy. Nie czuję, mimo, że przez pół dnia znajduję się tak blisko szeregu ambasad. Nie wzmagam ostrożności przechodząc przy stacji metra. Nie zastanawiam się nad tym, gdy idę przez zatłoczone Centrum.
“Wydarzenia w Madrycie? Ah, tak, tak... to bardzo przykre. Tak, trzeba zachować czujność, to bardzo ważne... tak, przejdźmy jednak do tematu dzisiejszych zajęć”...
Na
CNN zapłakane twarze – było mnóstwo niewypowiedzianych w porę słów... Ale: no tak, tak. A gdzie to ja się miałam dziś wybrać? Hm... Centrum? Cóż ... Ja tego zagrożenia nie czuję.