28 lutego 2004, 22:51
Był dziś telefon od kogoś, kto należy już do przeszłości.
W jego efekcie pojawiła się zaskakująca mnie samą myśl: ludzie tylko przepływają przez moje życie. Przychodzą i odchodzą. Otaczają mnie i rozmywają się w tłumie. Wpływają na mnie i, już zmienioną, pozostawiają.
Nikt nie zatrzymuje się na długo. Nikt na zawsze. Tylko etapy – początki i końce. I jeden i drugi i kolejny i żaden na stałe... Dziwne, że dopiero teraz, tak do końca, zdałam sobie z tego sprawę.
hm ...
Jeśli tak dalej pójdzie, to wszystko okaże się całkowicie bezsensowne. Bo w końcu jakaś stabilizacja jest konieczna, jeśli nawet nie teraz, to później. Nie można przecież żyć w kalejdoskopie ludzi i sytuacji.
Ale nie jestem jednak pewna, czy potrafię sama się z niego wyrwać ...
I co?
Pe
wnie nic. Ta myśl najprawdopodobniej też minie.PS. Dzień później (tj. w niedzielę) byłam na filmie "Między słowami". No, po nim od razu zrobiło mi się lepiej! ;-) [refleksja: popcorn w kinach powinien być zakazany! ]