Archiwum 12 listopada 2003


DEKLARACJA
Autor: solei
12 listopada 2003, 20:35

Mężczyźni... za co Was kocham? Bo, że kocham to nie ulega wątpliwości!

Wychowałam się w domu przesiąkniętym testosteronem, niczym kuchnia smrodkiem po smażeniu ryb. Gdybym więc odczuwała jakąkolwiek awersję do mężczyzn, można by było przypuszczać, że mam z lekka masochistyczne popędy. :/

“Miłości” tej do Was uczyłam się przez 23 lata. Czy udało mi się ją osiągnąć? Hmm.. :S – nie jestem już pewna, bo przy każdym bliższym kontakcie zaskakujecie mnie na nowo! Wasza “wielolicowość” zdaje się sięgać “granic nieskończoności”! A ciężko jest pokochać dogłębnie coś, czego się naprawdę nie pozna.

Niech więc termin “kochać” oznacza tu pogodzenie się z Waszą naturą; nauczenie się szacunku i braku potępiania. A także próbę względnego zrozumienia, jakie przychodzi wraz, ze zdobywaną wiedzą..

No więc, Panowie!: za co Was można kochać?..

na pewno za Waszą “słynną” już przyjaźń, której My – Kobiety, możemy Wam chyba jedynie pozazdrościć. I wciąż nie pojmuję – gdzie wtedy podziewa się ta Wasza codzienna, samcza, rywalizacja? za Wasze niewybredne kawały o kobietach, w pubie przy piwie. Bo kobiety krytykują a mężczyźni wyśmiewają. A ja wolę tę Waszą formę, gdyż pod tym rubasznym śmiechem z reguły skryte jest to głębokie przywiązanie, pożądanie i słabość wobec Nas!

 

za Was
zą seksowną męskość, objawiającą się w sile osobowości – poglądach i postawach; a którą tak często mylicie z agresją i posturą fizyczną. za “mądrość”; racjonalność myślenia i sprowadzania nas na ziemię, gdy histeryzujemy z powodu zniszczonej przez deszcz fryzury...

 

za Waszą, jakże częstą, nieporadność, tak skrzętnie i dzielnie skrywaną; za te próby dania sobie rady ze wszystkim, mimo, że Was to wykańcza psychicznie! za dawanie Nam nadziei, że skoro tak bardzo kochacie swoje samochody, to może i na Nas kiedyś tak spojrzycie...

 

za to, że tak dzielnie znosicie nasze PMS-y . I mimo, że głośno zarzekacie się, że ich nie tolerujecie, to jednak w tych dniach diametralnie zmieniacie swoje zachowanie wobec Nas... za to, że nie udajecie, że kochacie póki nie pokochacie; a kiedy pokochacie, to już nie potraficie udawać, że tak nie jest (pomijam tu sukinsynów i bydlaków – to inny temat)

 

za to, że przy płaczącej kobiecie nie wiecie co zrobić z rękami i z samymi sobą...kompletnie tracicie głowę! i podobnie: gdy za Chiny nie macie pojęcia co kupić swojej nowej dziewczynie na Gwiazdkę [więc z reguły wybieracie tandetnego pluszaka; przeciwko oryginalnym nie mam nic!]

 

za to, że w sklepie z damską bielizną dostajecie kociokwiku i nie wiecie gdzie podziać oczy! za to, że tak często nie umiecie okazywać uczuć: pewien facet chcąc okazać partnerce swą miłość umył jej samochód!

 

za Tomka z serialu...;) - uosobienie wielu, choć (wiem, wiem!)nie wszystkich Waszych cech. za to, że mimo tych wszystkich naszych diabelskich wad i tak Nas....jeszcze troszkę kochacie!

 

i za to, że ... bo na pewno jeszcze o wielu rzeczach zapomniałam!!

Przez 23 lata uczyłam się “kochać” Was za to, czego nie ma we mnie samej. I płonęłam nadzieją, że jeśli tylko znajdę tę swą drugą połówkę , stworzymy doskonałe jabłko, a jedynym miejscem dla nas będzie już tylko raj... :/

Z biegiem czasu zaczął jednak kiełkować “mały” rozdźwięk pomiędzy teorią a praktyką...

Najgorszym, w tej całej mojej “miłości” do Was, okazał się fakt, że kocham Was jako ogół, a często potępiam jako jednostki. Wybaczam Waszemu rodzajowi to, czego nie toleruję u partnera. Rozumiem mężczyzn, nie rozumiem mężczyzny!

Czy to moje życiowe przekleństwo? Lub też czy TYLKO moje?

Bo, drodzy Panowie, zdaje mi się coraz częściej, że marny los jest przed Wami! Mimo tej całej miłości do Was, nigdy z całkowitą akceptacją [ i tu – za pozwoleniem – przejdę na liczbę mnogą] z Naszej strony się nie spotkacie!

Zgrywacie twardzieli, wolne ptaki, szowinistów i bydlaków; udajecie, że nie liczycie się z kobietami, że dajecie sobie świetnie radę bez nich, że jesteście tacy niezależni od własnych uczuć i wrodzonych potrzeb!

Najzabawniejsze jednak jest to, że święcie w to wszystko wierzycie! Do pewnego momentu .. – oczywiście!!:)

Bo oto nadchodzi dzień, kiedy Wasze priorytetowe zasady biorą w łeb z powodu jednej kobiety. Skręcacie się, wijecie, uniżacie by tylko ją zdobyć i utrzymać! I momentami zatracacie swą męskość tak całkowicie, że aż żal patrzeć: “Co to się z tego Gieniusia porobiło!!..”

I straszne jest to, że tego nie czujecie, a Wasze uśpione męskie ego wcale się przed tym nie broni.

Zdaje mi się – coraz częściej – że “My – KOBIETY” -kochamy Was jako ogół, a potępiamy jako jednostki. Nie macie więc szans, by pozostać całkowicie sobą. Nawet przy najbardziej wyrozumiałej (a zaznaczam, że “zdrowo myślącej”) kobiecie, dostaniecie “kaganiec związku”!...

No, inna sprawa, że kaganiec ten potrafi być przez Nas założony niezmiernie delikatnie, a przez Was noszony z zaskakującą dumą! I często słodycz tego uzależnienia potrafi trwać całe życie...

Myślę sobie, że tak jest dobrze! Wy nie stękacie, my się cieszymy. Wszyscy są zadowoleni!

Czasami tylko poraża mnie ta bezsilność i zniechęcenie w Waszych oczach!...

No, ale przecież: co jak co – My Was kochamy!! A jakże!... Szkoda tylko , że ta miłość przed niczym Was nie chroni...