SMĘTNE "DYWAGACJE"...


Autor: solei
20 listopada 2003, 16:27

Zaczynam się troszkę martwić...

Budzę się i włączam komputer ... wyłączam komputer i kładę się spać. Wszystko co jest pomiędzy to przymus. Ostatnio trochę “blogi.pl” nawalają – ciężko wejść na stronę. I w każdym takim przypadku irytacja moja zbliża się niebezpiecznie do granicy z wściekłością ...

W piątek zaczynałam zajęcia o 8.15. W biegu przygotowywałam się do wyjścia. Musiałam jednak znaleźć chwilkę aby wejść na stronę. Nie połączyłam się. W ogóle żadna strona nie chciała się wyświetlić . Postanowiłam zaczekać... 10 minut... 15...20...bez rezultatu. Musiałam już wychodzić, więc kazałam bratu “warować” przy kompie i powiadomić mnie sms’em , gdy tylko się wszystko ustabilizuje. Skwitował, że jestem chyba nienormalna... Nie poszłam w tamten piątek na seminarium . Stanęłam pod salą komputerową ale nie otworzono jej o czasie, a musiałam iść na następne zajęcia. Do domu jechałam więc z duszą na ramieniu - czy aby na pewno wszystko będzie ok.?

Było. Dzięki Bogu. Gdyby nie było, to . . nie jestem teraz w stanie przewidzieć swojej reakcji. Przypuszczam, że w najłagodniejszej formie, zaczęłabym wydzwaniać do znajomego informatyka z pytaniem : co schrzaniłam ? (może się przyznam, że w zakresie informatyki i internetu jestem totalna noga, a stałe łącze mam .. może nie cały miesiąc)

Na uczelni zaczyna się robić gorąco. Szykują się pierwsze kolosy. A ja nie jestem w stanie skupić się całkowicie na nauce, tylko przesiaduję godzinami gapiąc się w monitor... Uzależniona jeszcze nie jestem (podobno każdy tak mówi na początku! ) – jeszcze odrywam się by przeczytać zadany rozdział z książki. Jednak często czynię to mechanicznie i łapię się na błądzeniu myślami w waszych sprawach, czy kwestii nowej notki . Efektywność mojego wkuwania leci więc na łeb, na szyję...

Znacie to uczucie, prawda? – kiedy zaczyna się powoli żyć sprawami innych ludzi. Kiedy potrafimy poczuć dramat “obcego” człowieka i roztrząsać go jak swój własny. Musicie to znać, skoro jesteście tu już ponad rok (czy jeszcze dłużej). Chyba nie da się przed tym uciec. Jedni prędzej , inni później – każdy na swój własny sposób – ale wszyscy już się przywiązaliście do tego blogowiska. To widać – w waszych notkach i w waszych komentarzach...

Ameryki nie odkrywam. Nie piszę tu o niczym czego byście nie wiedzieli i nie próbuję uświadamiać w sprawach oczywistych. Zastanawiam się tylko, jak daleko może się posunąć takie przywiązanie do drugiej rzeczywistości. Jak bardzo można się uzależnić od “dawania siebie” innym ludziom i jak bardzo od uczestnictwa w ich świecie? Co czujecie, kiedy nie jest możliwe połączenie z netem? Przechodzicie nad tym do porządku dziennego – ot tak , po prostu? Czy może macie wrażenie jakby odjęto wam dzienną dawkę tlenu?... Jaki wpływ na schematy w waszym życiu ma ten drugi świat? Ile razy spóźniliście się przez to do pracy? Ile razy odmówiliście sobie snu, by przeczytać o czyimś płaczu w poduszkę? Kogo piekły oczy po wielogodzinnym ślęczeniu przed monitorem?...

Od paru osób dowiedziałam się, że można w ten sposób znaleźć przyjaciół , ale czy potraficie zagwarantować, że to przyjaźń z rodzaju tych prawdziwych [o ile w ogóle istnieje taka kategoria!!] Czy nie brakuje wam często komunikacji niewerbalnej? - nie zdarzały się wam brutalne pomyłki w odebraniu czyjeś intencji? Słowa są niedoskonałe ( te pisane szczególnie), każdy odczytuje je przez pryzmat własnych doświadczeń. Ile razy doświadczenia odbiorcy diametralnie różniły się od przeżyć nadawcy i jakie to spowodowało konflikty?...

Psychologowie mówią, że można się uzależnić od internetu, że wciąga on niczym narkotyk – równie niezauważalnie i równie mocno! Myślę sobie wtedy, że trudno się dziwić. W końcu kto nas tak wysłucha – od początku do końca, jak nie komentator z bloga? Kto pozwoli nam się wyrazić – włącznie z tymi wszystkimi ochami, achami i innymi wykrzyknikami? Kto pocieszy czy skrytykuje równie bezpardonowo? (pomijam tu ingracjację! ) Pewnie brakuje nam tego, kiedy partner śpi spracowany, rodzina rozbiegana za swoimi sprawami a przyjaciele kolejny raz nie mogą przyjść na spotkanie. W internecie zawsze ktoś będzie. Często więc ten “ktoś” staje się w końcu bliższy niż zwykły przyjaciel, czy nawet członek rodziny.

Człowiek to istota społeczna – potrzebuje kontaktu z innymi choćby nawet miał go sobie zagwarantować poprzez prowadzenie bloga. . . Tylko dokąd nas to zaprowadzi? Może nie warto aż tak się przywiązywać?. . .

heartland
22 listopada 2003
wciąga, zgadza się ale tlenu na szczęście nie zabiera. A do pracy w mordę to ja się nigdy nie spóźniam! Taki jestem obowiązkaowy, ha! (na stronie: co robię potem to zupełnie inny temat ;-))
21 listopada 2003
no co by nie mowic. czekam na nastepna notke:) pozdrowienia
21 listopada 2003
Na ten temat mogę coś powiedzieć, bo przez 5 dni Net nie miałam :)..... codziennie myślałam o moim blogu, że będę miała braki w notkach..... jedynym szczęściem było to, że nie miałam go w ciągu tygodnia..... więc nie miałam za bardzo czasu na Neta, jednak są prace domowe które wymagają jego posiadanie..... i tu znowu zaczyna się problem :)...... Jeśli chodzi o bloga... o naprawde może nam zastąpić kogoś bliskego..... kiedy wygadam się Mojemu Maleńswtu to jest mi od razu lepiej i czuje ulgę, że wyrzuciłam z siebie dręczące mnie myśli...... więcy chyba Cię rozumiem :)
hauser
21 listopada 2003
na razie tylko się przyglądam.
21 listopada 2003
Fascynacja kontaktami z ludźmi za pomocą internetu jest zupełnie naturalna. I z całą pewnoscia wciaga, na szczęscie jesli w realu masz ludzi w okło sieebie, to ona szybko mija
20 listopada 2003
Po pewnym czasie Ci się znudzi. Albo inaczej. Po pewnym czasie ograniczysz liczbe blogów do kilku (kilkunastu) co powinno pozwolić Ci na w miare ustabilizowane relacje między życiem w cyberprzestrzeni i tym gorszym. Tak poza tym to zgadzam się z Sangiem i Winietou !
20 listopada 2003
Oczywiście, że można znaleźć dobrych znajomych, nawet przyjaciół - przecież to ludzie tacy sami, jakich spotykamy na codzień. A net to tylko droga komunikacji - jak listy czy smsy. Po prostu szybsza, a teraz przecież czas to pieniądz. Komunikacja niewerbalna? Da się załatwić :) W końcu często spotykamy się w realu z ludźmi poznanymi w sieci :)
Czy to nałóg? W pewnym sensie na pewno - ale przynajmniej u mnie niezbyt silny, a z netem obcuję już od 5 ładych lat. Więc jeszcze masz trochę czasu ;)
needless
20 listopada 2003
fakt.. to jest narkotyk..
20 listopada 2003
mas zracje wciaga...nie raz sie przylapalam, ze zamist isc spac siedze przed swiecacym monitorem..gasze swiatlo aby nikogo nie pobudzic..parze sobie goraca herbate i jestem w tym swiecie....kiedys uzalezniona bylam od jednego chata...jezdzilam na zloty..i wiem, z emozna poznac tu prawdziwych przyjaciol, mozna sie spotykac osobiscie przy piwie:)pisac prawdziwe listy id zwonic...i zyc ich zyciem...martwic sie jak o kogos bliskiego..jednak opamietalam sie a to tylko przez mojego chlopaka. ktory zajmuje mi najwiecej czasu..wole sie spotkac z nim..chociazby po to by sie poklocic niz "marnowac"czas...tylko bez obrazy wiecie o co chodzi...tu czy na chacie. Jednak jest obok gdy potrzebuje, przytuli pokrzyczy, zgani albo ucaluje...fizycznosc jest jednak dla mnie wazniejsza..przynajmniej jeszcze.... ale prawda jest taka...gdybym nie miala z jakiegokolwiek powodu netu..albo kompa to czesc mojego swiata zawalilaby sie...jakas czastka by umarla..a nie bede owijac w bawelne..czasem nawet bym sie nudzila siedzac posrod moi
20 listopada 2003
ale pamietajcie..nie zaniedbujmy przyjaciol z otoczenia..jesli nie bedziemy mieli dla nich czasu..wreszcie oni nas zaczna unikac...a pozniej,... jak nam sie zaczna rodzic nie dzieci a...np....komputerki?? :/ ehh..zarty zartami..ale nie zaniedbujcie najblizszego otoczenia! w koncu tam gdzies kazdy z nas ma dla kogo zyc..dla kogo poswiecac czas...niehc dzisiaj kazdy zrobi rachunek sumienia..a jutro niech zaprosi najlbizszych przyjaciol na spacer;) tak dla podtrzymania znajomosci..nie chce widziec jutro wieczorem zadnych notek:)
20 listopada 2003
mas zracje wciaga...nie raz sie przylapalam, ze zamist isc spac siedze przed swiecacym monitorem..gasze swiatlo aby nikogo nie pobudzic..parze sobie goraca herbate i jestem w tym swiecie....kiedys uzalezniona bylam od jednego chata...jezdzilam na zloty..i wiem, z emozna poznac tu prawdziwych przyjaciol, mozna sie spotykac osobiscie przy piwie:)pisac prawdziwe listy id zwonic...i zyc ich zyciem...martwic sie jak o kogos bliskiego..jednak opamietalam sie a to tylko przez mojego chlopaka. ktory zajmuje mi najwiecej czasu..wole sie spotkac z nim..chociazby po to by sie poklocic niz "marnowac"czas...tylko bez obrazy wiecie o co chodzi...tu czy na chacie. Jednak jest obok gdy potrzebuje, przytuli pokrzyczy, zgani albo ucaluje...fizycznosc jest jednak dla mnie wazniejsza..przynajmniej jeszcze.... ale prawda jest taka...gdybym nie miala z jakiegokolwiek powodu netu..albo kompa to czesc mojego swiata zawalilaby sie...jakas czastka by umarla..a nie bede owijac w bawelne..czasem nawet bym sie nudzila siedzac posrod moi
20 listopada 2003
będę tu wpadał
20 listopada 2003
Ja tu jestem ekspertem, bo jestem najdłużej działającym blogowiczem! (hahaha!) I mogę powiedzieć tylko tyle, że bez tego da się żyć. Jak nie mog się połączyć to mam jeszcze milion innych rzeczy, którymi mogę się zająć. I wiem też, że z blogów można zrezygnować, ale po co skoro daje Ci to przyjemność? I chciałem zaznaczyć, że człowiek wcale nie jest istotą społeczną gdyby tak było to rozmnażalibyśmy się przez pączkowanie!
20 listopada 2003
oj jak ja dobrze wiem o czym mówisz.. czasami potrafię przesiedzieć gapiąc się bezmyślnie w monitor parę godzin, nawet nie zauważam jak płynie czas.. ale jeżeli chodzi o tych przyjaciół.. nie wiem jak to napisać, żebyś mnie dobrze zrozumiała.. czasami lepiej czuję się na blogowisku czy na gg, niż w realnym świecie. Jest to spowodowane tym, o czym między innymi pisałam w mojej ostatniej notce.. pozdrawiam cieplutko :)
20 listopada 2003
Wiesz, ja tu już jestem pół roku i też zauważam dziwne rzeczy. Tylko wyjazd z domu do taty powoduje, że przestaję myśleć o tym, co na blogowisku. I uważam, że przy odrobinie pecha można tu popaść w tarapaty.

Dodaj komentarz