NIEDZIELNE ROZWAŻANIA...
16 listopada 2003, 15:03
Nie chce mi się chodzić do Kościoła!
Jest niedziela ; pół chałupy szykuje się do wyjścia, a ja siedzę na wyrku i na każde ich pytanie odpowiadam pokątnie: “kościół zajmuje prawie godzinę, a ja mam dziś tyyyyle nauki!!...”
Nachodzą mnie takie fazy: regularnego bywania w kościele i równie regularnego nie-bywania. W cyklu nie-bywania w każdą niedzielę biję się z myślami: “iść czy nie iść??” i za każdym razem, gdy zwycięży lenistwo narasta we mnie poczucie winy i lęk, że “Bozia się na mnie zemści!”..
.Myślę sobie, że skoro zwycięża lenistwo , to brakuje mi motywacji. Choć, owszem, owszem : cykle bywania umotywowane są doskonale – szkoda tylko , że motywacją zewnętrzną. Z reguły strachem, a co za tym idzie – lizustwem! :/
Chodzę grzecznie do Kościoła za każdym razem, gdy muszę zdać się na łaskę czy niełaskę tego “Kogoś Wyższego” , kiedy czuję swoją bezsilność w obliczu potęgi, na którą nie mam żadnego wpływu. Szukam więc sobie równie potężnego sojusznika, który będzie w stanie zdziałać cokolwiek w m
ojej obronie...Biegałam do Kościoła przed maturą. Wsparcie szczególnie potrzebne mi było przed ostatnim egzaminem, bo byłam już wykończona psychicznie i zrezygnowana. Odmówiony wcześniej różaniec najwyraźniej mi pomógł, bo kierując rękę po zestaw pytań, autentycznie czułam, że prowadzona jest ona... – trochę jakby bez udziału mojej woli... Trafiłam doskonale - znałam odpowiedź na każde pytanie, zdałam śpiewająco... I drugi przykład: egzaminy wstępne na studia – żarliwa modlitwa zaowocowała prawie ma
ksymalną liczbą punktów z możliwych do zdobycia.Nie udowodnię, że boża ingerencja spowodowała te małe sukcesy ale i nikt mnie nie przekona, że tak nie było. Zawsze więc zostaje ta niepewność : czy to ja , dzięki swej pracy, zasłużyłam na to, czy może udało mi się wyprosić zmiłowanie? ... A co by było, gdybym się nie modliła?...
Nędzna jest więc ta moja motywacja, bo przecież ograniczona jedynie do strachu ! A co , kiedy się nie boję? ...
... Ano – tak jak widać! Rodzina w kościele, a ja – rozbebłana w wyrku leżę i notkę tworzę. Zastanawiam się tylko skąd u mnie takie zniechęcenie do instytucji Kościoła. Poza faktem oczywistym, czyli, że nie cierpię siedzieć w otoczeniu babć, które fałszują – podejrzanie silnymi głosami – podczas długaśnych pieśni. I
w dodatku patrzą na mnie krzywo, że ośmielam się usiąść w ławce zajmując miejsce starszym! Drażni mnie ponadto, kiedy ksiądz zwraca się do wiernych, jakby miał trzodę baranów przed sobą, a przekaz biblijny podpiera takimi przykładami, że często wypacza jego główny sens...A czy owy “główny sens” jest także wart zaufania? Bo, z tego co się orientuję, to w średniowieczu Kościół odrzucił bardzo wiele ksiąg Starego Testamentu uznając je za niezrozumiałe, więc chyba wymysł samego szatana ... A co z tymi pozostałymi ? Jak przez prawie dwa tysiące lat , setki przekładów mogły nie wypaczyć ich naczelnego znaczenia? Przecież interpretacja tekstu, zamkniętego w takich alegoriach, w dużym stopniu zależy od samego tłumacza, jego doświadczeń i poglądów. Mam więc
naiwnie wierzyć, że dokonano go obiektywnie, bez nacechowania emocjonalnego i ideologicznego?Czy mam dać wiarę tępym umysłom starożytnych , którym kazano zmierzyć się z “potęgą bożego słowa”? Którym kazano zrozumieć kwestie tak istotne jak boża nieskończoność, zmartwychwstanie, czy w ogóle sama duchowość istnień... Ubrano to dla nich w – na swój sposób – zrozumiałe przypowieści . Tłumaczono im jak małym dzieciom opierając się na przykładach.
Tylko, że te przykłady tworzone były właśnie z myślą o nich więc do nich dostosowane, a zdaje się, że dziś Kościół pragnie by były identycznie i dosłownie interpretowane. I zapomina, że “wtedy to były umysły dziecka” a my w dzisiejszym świecie jesteśmy, ze swą wiedzą, na "etapie dorosłości". Oczekujemy więc przekazu d
ostosowanego do naszego sposobu myślenia.Wszelkie wyłamy, z obowiązującego spojrzenia Kościoła, traktowane są jako bluźnierstwo , choćby nawet były poparte rzeczowymi dowodami [tj. w książce Barbary Thiering : Jezus Mężczyzną – dowodzi ona między innymi, że Chrystus nie urodził się w wyniku niepokalanego poczęcia, nie umarł na krzyżu i miał dzieci]...
Kościół tkwi w swych dogmatach, niczym żółw w skorupie i nie wystawia głowy, by mu jej przypadkiem nie zdeptano! Dzięki takiemu podejściu od stuleci ma władzę. I nie przeszkadza mu, że kieruje , w największym stopniu, ciemnotą, która patrzy w księdza jak w wyrocznię! Jest władza i to się liczy!!
No to ja – panie Władzo – wcale się panu nie poddaję, tylko tworzę sobie własną teorię! I przyznaję, że z lekka wygodną!
A mianowicie: seks przed-małżeński jest grzechem (tak mówi Kościół). A ja sobie myślę, że w tym wszystkim nie chodzi o sam seks ile raczej o jego konsekwencje. Kościół troszczy się o dobro najsłabszych. Kiedy rodzi się dziecko z nieformalnego związku, istnieje zagrożenie jego przetrwania, gdyż tatuś może się w każdej chwili na potomka wypiąć. Małżeństwo więc przez stulecia działało jako zabezpieczenie dla dzieci, a, jak wiemy z historii, bękarty miały raczej ciężki żywot.
Jednakże obecnie żyjemy w dobie antykoncepcji. Jakimi więc konsekwencjami może nam grozić chwilowe bara-bara? ... No, pominąwszy choróbska ( ale przed nimi potrafimy się już w jakimś stopniu ochronić) i pozbawianie się sił witalnych -tak jak to się dzieje w przypadk
u otwartej muszli klozetowej – wtedy ucieka pozytywna energia (jak przeczytałam w jednym blogu!). Kościół jednak tkwi w swych przekonaniach uparcie i, zdaje się, nieprędko zmieni zdanie!Drugie zagadnienie nie dające mi spokoju: Kościół odrzuca reinkarnację . Twierdzi, że mamy tylko jedną próbę, po której nastąpi rozliczenie i szybka decyzja : niebo czy piekło. No i ok. ! Tylko, jakoś w tej kwestii brakuje mi miejsca na to słynne boże miłosierdzie, na tę nieskończoną łaskę. Na czym bowiem polega ta nie
skończoność, skoro ograniczona jest ona do zaledwie jednego naszego życia?I ta sprawiedliwość boża – jak się w tym odnajduje? Jeden człowiek rodzi się w bogobojnej rodzinie, która jest wręcz “skazana” na zbawienie . Drugiemu, żyć przyszło w slumsach , gdzie jedynym sposobem przetrwania jest kradzież. I spotykają się później na bożym sądzie... i co? Mówi się im: “ Ty skazany jesteś na piekło, bo kradłeś, a tobie, bracie, otwieramy bramy Raju, bo chodziłeś do kościoła co niedzielę!”? ...
Wiem, że upraszczam. I wiem, że próbuję objąć swym maluczkim umysłem zamysły samego Stwórcy (jasne, że biegnę z motyką na Słońce!). Ale jednak muszę starać się to jakoś poukładać w głowie, bo Kościół , swymi dogmatami, wytwarza we mnie niesamowite poczucie winy. Myślę s
obie więc, że na reinkarnacji polega boże miłosierdzie . Na dawaniu nam szansy sprawdzenia się w różnych warunkach i uczenia się, w każdym nowym wcieleniu, drogi ku doskonałości. Kiedyś, po wielu próbach, w końcu ją osiągniemy i każdy z nas będzie godzien wstąpić w bramy niebios. I nie jest ważne kiedy to nastąpi, bo mamy na to - przecież - całą wieczność!...Skoro wiec Kościół, tak żarliwie, upiera się przy swoich twierdzeniach, to "niech się nie dziwi", że moja motywacja wewnętrzna “jakoś dziwnie” zamiera i z lekka tracę wiarę! Bo nie pójdę do Kościoła z własnej chęci, skoro grzmi się na mnie z ambony, jak na pięcioletnie dziecko i takich że samych argumentów się używa. I będę tkwiła w swoich przekonaniach motywowana jedynie zewnętrznie – zaglądającym strachem do d...
Tak więc - już niedługo będzie pora wybrać się do Kościoła, bo sesja się powoli zbliża! ....
Grzeszę?!! .... ech.... i znów mam poczucie winy!!
Pozdrawiam PEPE
nie wiem czy zdajesz sobie sprawe ale w tym momecie to tworzysz nowa religie, jak bedzie "fajna" to moze i ja uwierze hahaha
nadal jednak nie rozumiem jak mozna byc katolikiem i negowac podstawowe tresci biblii... bo widzisz masz racje ze biblia jest spisana przez ludzi i dlatego nie jest wiernym przekazem (dlatego ja w nia nie wierze); a mowiac konkretniej ZADEN z ewangelistow nie mial stycznosci z Jezusem a co wiecej nawet nie zyl w tym samym czasie co On ! Nowy testament byl spisywany na przestrzeni wielu setek lat i jego wartosc historyczna jest PRAWIE ZADNA, Stary testament wypada juz nieco lepiej bo niektore fakty historyczne znajduja potwierdzenie w rzeczywistosci (oczywiscie nie te bajeczki o Adamie i Ewie czy stworzeniu swiata)
Dodaj komentarz