Bez tytułu
27 grudnia 2004, 14:22
W tym świątecznym względzie był to bezrefleksyjny czas.
W innym względzie jak najbardziej.
Słaba jestem, niepewna, chwiejna, niezrównoważona. W wigilię i pierwszy dzień zdiagnozowałam u siebie spory ubytek w self-confidence. I to jak prosto!: przez zwykłą pomyłkę, niedomówienie bądź niedosłyszenie…
Wigilijna noc nie była spędzona na pasterce (zresztą zgodnie z moim corocznym obyczajem), tylko w wyrze z paczką chusteczek przy oczach i bezsennością przy boku do czwartej nad ranem. Pierwszy dzień świąt był wyciem osamotnienia, zrezygnowania, depresji. Oczywiście do czasu nagłego wyjaśnienia sprawy. Wtedy wszelkie troski jak ręką odjął…
Jeśli tak to ma być, jeśli podmuch wystarczy bym traciła równowagę, to ja odpadam w przedbiegach drodzy państwo – dyskwalifikacja na samym starcie.
Chyba drinka mi trzeba.
Dodaj komentarz