Bez tytułu


Autor: solei
03 października 2004, 11:08

Przeczytałam ostatnio uwagę NiN-a do, w sumie, całego bloga Harley. Napisał: „wyrozumiała dla tych mężczyzn jesteś, na granicy podziwu” ( - i w tym miejscu kończę nawiązywanie do Harley).

 

Zastanowiło mnie, w którym momencie wyrozumiałość ustawia nas w końcu na pozycji niewolnika. Niewolnika zrozumienia i wiedzy: „zrozumieć to znaczy wybaczyć”. Ile można wybaczać, jak długo, jak dużo, jak bardzo?

I kosztem czego?

Niewolnictwo.

Czy chęć rozumienia, rozumienie, oznacza, że staję się masochistką? Bo przecież to rozumienie stawia mnie w pozycji kobiety uległej, osoby bez żądań, bez pragnień, bez potrzeb: bo – rozumiem – że można ich nie móc, nie chcieć czy nie umieć spełnić…

Ile razy kosztem siebie, a w imieniu mej wspaniałej „wyrozumiałości”, poddańczo kiwnęłam głową?

 

Czy kiedy On kolejny raz pokazuje przed kolegami swoją wyższość nade mną, a ja, mając świadomość jak bardzo on boi się oskarżenia go o pantoflarstwo, pozwalam mu na to bez szemrania i wybaczam – często kosztem dobrego samopoczucia i wbrew własnym opiniom – staję się w swej wyrozumiałości wręcz głupia?

 

Czy za ciągłą wyrozumiałość można kogoś szanować? Czy można liczyć się z jego zdaniem? Czy można zastanawiać się: co Ty, moja droga, masz do powiedzenia, co Ty, moja droga, czujesz? Czego Ty, moja droga, potrzebujesz?  

Czy za ciągłą wyrozumiałość można kogoś kochać?

 

Czy można jedynie odbeknąć sobie w duchu : No przecież ona i tak zrozumie!!

Bo przecież ona zawsze rozumie.

Zrozumie, nieważne co by to nie było.

 

Gdzie przeprowadzić granicę wyrozumiałości? Czym się sugerować?

Własnymi odczuciami? Chyba nie, bo one są przecież zawsze kaleczone. A bynajmniej chyba tylko wtedy, gdy są kaleczone, możemy mówić o prawdziwej wyrozumiałości.

Więc gdzie przeprowadzić granicę i czym się sugerować?...

 

czas pokaże ?

 

 

 

kaisiątko:P
16 października 2004
w tym momenci koncze mojego komenta.ave;]
16 października 2004
a wkrotce moze skonczyc sie odwaga by sie postawic. przeleci ten moment niezauwazony. jezeli przeszkadza to nie mozna sie meczyc. a moze za malo wyrozumialosci dla samej siebie. eee nie wiem. w kazdym badz razie na pewno sobie poradzisz:)
11 października 2004
Ja chciałabym tylko dodać, że zgadzam się z Iwcią, zawarła sedno moich przemyśleń.
10 października 2004
Jeśli granica wyrozumiałości jest zbyt rozciągnięta to zle się dzieje.Miarą tego jest własne samopoczucie,czujesz to?
08 października 2004
wiesz przeszedłem przez coś podobnego. też w toważystwie czułem sie czymś ... "gorszym" .. jakby był to film, inny świat. moim zdaniem popełniałem ten sam błąd co Ty ... pozwalałem na zbyt wiele. w pewnym momęcie zupełnie zatraciłem siebie i swój "honor" .uwierz mi, że niezwykle trudno go potem odzyskać- pytasz o odniesienie- jedynym jakie mamy jest nasze samopoczucie, jeśli nie czujesz się dobrze - pokaż to i nie chamuj się. sprawy potrafią się bardzo pokomplikować jeśli na za wiele się "pozwoli". nie tłamsz w sobie złości i nie myśl ,że jutro wszystko przejdzie bo to się kumuluje i niesamowicie trudno potem wszysko wybaczyć... poprostu wszystko zaczyna się walić i jest nie tak jak byc powinno. - wiem ,że to dość pesymistyczna wizja- ale biorąc pod uwagę moje (skromne 2.5-letnie)doświadczenie dość możliwa. życzę Ci jak najlepiej :) trzymaj się cieplutko i walcz o swoje :))serio mam nadzieje ,że się poukłada...
07 października 2004
wszystko wyjdzie w praniu...
06 października 2004
hmm to mi sie teraz dobiero odbeklo...uswiadomilas mi cos przykrego...ja chyba czytalam o sobie...i stracilam caly szacunek...
05 października 2004
A ja nie mam nic do dodania - panowie wyżej napisali już wszystko.
04 października 2004
ppgadaj z nim o tym!
03 października 2004
mysLę że granicę wyrozumiaŁości każdy czŁowiek wyznacza sobie sam... Każdy sam wie najLepiej do którego momentu można zrozumieć... :)
03 października 2004
Mnie też śmierdzi ta niechęć do okazania się pantoflarzem. Czyli, co ?! Jakieś kompleksy ma ?! W najgorszym razie jest jeszcze niedojrzały, ale to też jakby słabe usprawiedliwienie. Ja takim ludziom nie wierze. Ktoś kto inaczej traktuje nas na osobności i inaczej w szeroko rozumianym towarzystwie jest cokolwiek obłudny i zakłamany, a konsekwencje jego zachowań najpewniej ponosić będziecie oboje. Sama najlepiej ocenisz, ale jeżeli chcesz znać moje zdanie to ja uważam, że to sporego kalibru nietakt z jego strony (ewentualnie jest kompletnie nieświadomy tego, że Cię krzywdzi, ale wtedy to trzeba o tym pogadać, nie ?!).
03 października 2004
Granicę wyrozumiałości wyznaczamy sobie sami. A i tak każdemu kiedyś kończy się cierpliwość...
03 października 2004
\"Czy kiedy On kolejny raz pokazuje przed kolegami swoją wyższość nade mną, a ja, mając świadomość jak bardzo on boi się oskarżenia go o pantoflarstwo, pozwalam mu na to bez szemrania i wybaczam – często kosztem dobrego samopoczucia i wbrew własnym opiniom – staję się w swej wyrozumiałości wręcz głupia?\" Odpowiedź brzmi TAK! Ludzi dzielimy na tych którzy w związku faktycznie trzymają ster i na tych, którzy udają, że tak jest. Jeśli pozwolisz takiemu, który udaje, że go trzyma poczuć, że to prawda to robisz kuku i jemu i sobie.
iwcia_iwon
03 października 2004
pytasz o granicę wyrozumiałości, jest blisko granicy wytrzymałości, dzięki za komenta u mnie, chyba się do niego odniosę w którejs z kolejnych notek, pozdrawiam
iwcia_iwon
03 października 2004
wyrozumiałość nie musi stawiac nas na pozycji niewolnika, bo czym innym jest wyrozumiałość a czym innym godzenie sie na to, co nam sie nie podoba. Można być wyrozumiałym i wybaczać pewne zachowania, a jednocześnie nie godzić się na to by ktoś nas źle traktował. Nikt nie jest w stanie zrobić z ciebie kobiety uległej, tylko ty sama. Cena za bycie w zgodzie z sobą bywa duza, ale ból gdy nie jest się w zgodzie z sobą bywa nie do zniesienia.

Dodaj komentarz