Bez tytułu
12 maja 2004, 14:50
Jest coś takiego w wiosennym powietrzu, że bolą mnie od niego śluzówki w nosie – wbija się ostrzami przy każdym wdechu.
I ostatnimi czasy tak samo mocno boli mnie w nosie na randkach – jest w powietrzu siekiera dymu papierosowego, który równie intensywn
ie siecze mnie w śluzówki.I pojawia się ból głowy, od wiosennego rozchybotanego ciśnienia. I boli mnie głowa od randkowych, głupawych niestabilności. I jedno i drugie lubię, ale i jedno i drugie nie we wczesnych swych podrygach. A w jednym i drugim zauważam – ostatnio – tylko to.
Jakoś się zmieniłam. Zdaje się, że na gorsze. Nie przywiązuję już takiej wagi do wiosennych uroków i nie dostrzegam żadnego uroku w beznamiętnych spotkaniach. Tylko jedna strona odnajduje w tym przyjemność – nie ta moja. Odechciewa mi się więc tracić czas... To brzmi podle, wiem, ale co zrobić skoro brakuje mi w tym fascynacji?
Dawniej byłam chyba mniej wymagająca, a z czasem wyostrzył się nos, wyostrzyły się zmysły.. Mnie się nie chce z nimi walczyć. Nie mam ochoty robić czegoś dla zasady. Nie mam ochoty spotykać się z kimś, by tylko “się spotykać”. Ja już chyba potrafię być sama. Nie chcę ale potrafię. Dlatego na pytanie: “I co? Umówiłaś się z nim?” odpowiadam krótko..
A niektórzy mówią, że akurat tę zasadę – ciągłe dawanie szansy – trzeba w sobie pielęgnować. Trzeba chcieć inwestować w ludzi swój czas, by zaczął się zwracać z nadwyżką... E, nie wiem, z mikroekonomii byłam nędzna.
Nie, nie, nie chce mi się tego dłużej roztrząsać – aktualnie ważniejsze sprawy mam na głowie...
Wymówka? .. Cóż, to przecież i tak jest nieistotne.
Dodaj komentarz