Bez tytułu


Autor: solei
23 marca 2004, 17:56

Zdolność do współpracy, negocjowania i efektywnego działania w grupie jest w dzisiejszych czasach "niezbędna". Uczelnie, mające na celu zaadaptowanie przyszłych absolwentów do wymogów rynku pracy, zapewniają próbki takiego  działania, poprzez organizowanie chrzanionych zajęć integrujących studentów wszystkich lat. Pięknie to brzmi – ale to górnolotne idee a przyziemne sposoby ich realizacji.

Ja w tym wszystkim: z moją nieumiejętnością perswadowania własnych poglądów, z moją umiejętnością efektywnego działania jedynie w pojedynkę i z moim średnio bystrym umysłem, wymagającym czasu do głębokiej analizy faktów – no kurde – dostaję szału!  Szczególnie, gdy przypada mi w udziale współpraca z osóbką z kategorii różowych paniuś: różowe paznokcie, różowa szminka na ustach, różowa bluzeczka i różowy cień na powiekach.  Nie lubię tej “kategorii różu”, nie przepadam za tą kategorią ludzi. Szczególnie, gdy ich wygląd jest adekwatny do sposobu ich działania.

Pierwsze spięcie między nami pojawia się w momencie ustalania pomysłu do zrealizowania. Jej zdanie kontra moje. Wygrywam, ale tylko dlatego, że naświetlam pomysł doktor prowadzącej te zajęcia, więc nie ma już możliwości zmiany. “Różkowi” nie dałoby się tego wyjaśnić – nie słuchała co do niej mówię. Przekrzykiwała moje uwagi skupiając się na banalnym pomyśle z pierwszej strony podręcznika.

Drugi konflikt – kto co zorganizuje: ja tworzę opis przebiegu całego eksperymentu, ona wyszukuje zdjęcia w necie i spisuje z książki dodatkowe ciekawostki. Na tym etapie dosięgają mnie jednak jej uwagi: “Kotek – pospieszmy się, bo później ja nie będę miała czasu!; Hej, leniuszku, w ogóle nie ma z tobą kontaktu! ; Hej! Co ty robisz? Ciągle ciebie nie ma!!”  Zaczynam w końcu warczeć i robię się złośliwa. Dobrze, że nie mam jej pod ręką i tego nie doświadcza, bo nasza współpraca szybko by się urwała... Zostawiam jednak inne przedmioty, inne zajęcia, i w końcu odwalam swoją działkę. Rezultat wysyłam jej mailem. Dzień później dowiaduję się, że wprowadziła poprawki i da wszystko tatusiowi do wydrukowania... Przez okrągły tydzień “wszystko się drukuje” - bynajmniej tak to sobie wyobrażam. W końcu skoro ona nie daje znaku, że coś jest nie tak, to na pewno jest w porządku. Nie widząc konieczności, nie nawiązuję z nią kontaktu. Wszystko pozostawiam w jej rękach... Naiwnie! W poniedziałek, o 8-ej rano, dowiaduję się, że jednak tatusiowi nie udało się wydrukować! Na dwie godziny przed deadlinem zostajemy więc bez pracy! Zaczynam ją kląć [nie w oczy – nasze kontakty przez gg to duży plus!]. Umywam od wszystkiego ręce i oświadczam, zgodnie z prawdą, że nie mam tuszu w drukarce, więc przez te dwadzieścia minut, które mi zostały do wyjścia z domu, nie jestem w stanie zrobić nic...

Oto moja umiejętność współpracowania! Oto moja zdolność do działania z ludźmi i osiągania zamierzonych celów. Najchętniej olałabym jakąkolwiek kooperację i pozostała outsiderem. Nie znoszę nierzetelności, a niestety z coraz większą rzeszą takich osób przyjdzie mi pracować – takie wymogi rynku – i w końcu taki zawód! Adaptacja konieczna, albo: “dziękujemy pani za współpracę!”.

Ale ja jestem niereformowalna ... z resztą: w tej dziedzinie niespecjalnie mam na to ochotę... Kręcę sobie bat na własny tyłek i już zaczynam słyszeć jego świst.

evelio
26 marca 2004
kolejna lekcja zycia za Toba! wniosek: nie nalezy ufac rozowym panienkom, ktore drukuja za pomoca tatusia, i nie wiedza gdzie jest najblizszy punkt ksero!
kindziorek
26 marca 2004
slonceczko czys Ty jest sadomaso...? :P damy rade :) heh
26 marca 2004
To jeszcze nie tak źle, moja koleżanka z zajęć psychologii dostała \"w przydziale\" do projektu kolesia, który już pierwszego dnia powiedział jej z \"cudowną\" szczerością - \"słuchaj, liczę na ciebie przy tym zadaniu, bo wiesz - ja nie mam czasu\"...
25 marca 2004
Mnie większosć projektów tak średnio wychodzi, dlatego w tego rodzaju sytuacjach wole być tym \"różowym\"
25 marca 2004
z przyjemnością przystanę na tę propozycję
błękitna g.
25 marca 2004
to chyba już tak w genach zapisane, że zgodnie z zawartością czaszki wybieramy kolory, w które się ubieramy, trzeba to zbadać, może dokonamy jakiegoś odkrycia
solei --> bmp
25 marca 2004
z przyjemnością Cię z nią poznam! ;-)
24 marca 2004
ale różową bym bzyknął; gadać nie muszę, ale bzyknąć; czemu nie?
eluś
24 marca 2004
fakt, ja już pracuję i w pracy wygląda to jeszcze gorzej, niestety ...
24 marca 2004
Nie zamartwiaj się... świat nie składa się tylko z ludzi z "rózowej kategorii" .... Trafiłaś na człowieka, z którym ktokolwiek nie byłby w stanie współpracować.... Jesteś sobą i to sie liczy... ja też nie przepadam za pracą w grupie i wolę robić wiele rzeczy na własną rękę, bo wtedy jestem pewna co i jak jest zrobione.... ale w sumie praca z innym nie musi być taka zła...
iwcia_iwon
24 marca 2004
a co na to inni z grupy - ich problem
iwcia_iwon
24 marca 2004
ja lubię pracę w grupie, odwalę minimalną ilość a efekt ogromny, a najbardziej lubie byc szefem wtedy inni robia a ja nimi dyryguje, albo wybieram to co najłatwiejsze dla mnie i reszte mam w d.., ja bym sama miała zrobić wszystko od początku do końca? wykluczone.
heartland
24 marca 2004
Zgodziłbym się ze wszystkimi komentarzami ale nie znoszę pracy w grupie i nie mam zamiaru potakiwać ;-).
PS. Tatuś - to on jest winien!
brunetkowo
24 marca 2004
pamietam iz podobnie miałam w podstawowce...prace w grupach, paramie... licum sie konczy i perspektywa pracy z wgrupach parami znów sie zaczyna..bo kto lubi wspolpracowac z kim kogo nie zna i nie wie czego sie po nim spodziewać. pozdrawiam.
24 marca 2004
rozowe wszystko-to ja to ja, ja ja ja!:)hyhyhy/ ehh i takze lubie polegac tylko i wylacznie na sobie... (aczkolwiek nie wiem czy to dobry pomysl:)heh...)/buzka:)

Dodaj komentarz