Najnowsze wpisy, strona 3


Bez tytułu
Autor: solei
11 lutego 2007, 19:51

Książki nawet nie zaczęłam czytać, ale pierdyknęłam sobie krwistoczerwony lakier na paznokcie i szminkę w tym samym odcieniu na usta. Taki mały zabieg dodający nieco energii ;)

Potrzeba mi odrobinę więcej pewności siebie, bo dostałam poziomy awans w pracy – ot po prostu telefon od dyrektorki innego działu i komunikat „Pani Solei, ja już panią widzę na tym stanowisku, już się na panią nastawiłam, więc nawet nie przyjmuję odmowy :) Między nami są tak dobre fluidy, że nie chcę nikogo innego. Musimy tylko załatwić pani transfer…”.

Zważywszy, że to dział, w którym od samego początku chciałam pracować i stanowisko, z którym wiązałam swoje studia podyplomowe i karierę zawodową, uznałam, że złapałam Pana Boga za nogi, i popadłam w stan – co najmniej – euforii... Teraz jednak dopada mnie strach i obawa czy sprostam pokładanym we mnie nadziejom i nałożonym obowiązkom. Panikara ze mnie i pesymistka, zdaję sobie z tego sprawę, ale jednak cholernie trudno mi nad tym zapanować.

Powinnam pomyśleć o dobrym relaksie. Ostatnio doszłam do wniosku, że zdecydowanie za rzadko bywam w klubach. Szaleństwa sobotniej nocy pozwoliłyby mi zrzucić skumulowany w ramionach stres. Kiedy jednak przychodzi weekend, chęć odespania i ewidentnego „nic nie robienia” przez cały dzień bierze górę i nie pozwala mi ruszyć tyłka z domu.. Tragedia. Klasyfikacja gatunku: „leniwiec pospolitus”!!… Może mogłabym zwalić winę na pogodę, która nie sprzyja odszukiwaniu w sobie energii. A może raczej na formę irytacji (bo to już tylko wywołuje irytację), że oto kolejny związek diabli wzięli…

Nie poczułam do „nowego P.” nic głębszego. A nawet wręcz przeciwnie: zaczął swym wiecznym marudzeniem, coraz bardziej uwidaczniającym się malkontenctwem i ambiwalentnymi oczekiwaniami, tak mnie denerwować, że nie było już sensu w tym trwać. (W decyzji o zakończeniu tego związku byliśmy zgodni.)

I oto znowu staje mi przed oczami P. Nadal – mimo, że minęło już 7 miesięcy.

Ten cały okres, relacje, które w tym czasie się rozpoczynały i kończyły, uzmysłowiły mi jak wiele miał zalet, ile nas łączyło, jak bardzo go kochałam i jak – wbrew pozorom – trudno jest kogoś pokochać. I pokazały mi również, że on ciągle „jest przy mnie”, nawet wtedy, gdy poświęcam swój czas komuś innemu.

Mam z nim kontakt. Rozmawiamy na gg, przez telefon – życzenia urodzinowe, świąteczne, noworoczne, pytania co słychać, rodzinne opowieści, smsy napisane o 3-ej w nocy pod wpływem procentów… A jednak żadne z nas nie mówi o chęci powrotu.

Ja mam świadomość, że krok, który zrobiłabym w jego kierunku, byłby krokiem w przepaść, w stan totalnej uległości. A relacja typu „pan – wierny pies” nie jest tym, czego w życiu potrzebuję.

Jaka jest jego świadomość w tym względzie, nie mam bladego pojęcia.

Jeszcze nie odważyłam się zapytać...

 

Bez tytułu
Autor: solei
07 lutego 2007, 19:54

Lektura do poduszki na najbliższy czas: „Sztuka pewności siebie” …

Bez tytułu
Autor: solei
17 stycznia 2007, 21:23

Pewnej nocy, gdy znajdowałam się na granicy snu i przytomności, odniosłam wrażenie, że słyszę krzyk. Taki rozpaczliwy, rozdzierający, jaki czasami się słyszy, gdy komuś ktoś umrze.

Wybudził mnie ten krzyk. Podniosłam się na łokciu, próbując ustalić skąd on dochodzi i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wokół panuje cisza, a zasłyszany krzyk (który zdążył już przerodzić się w łkanie) dochodzi z wnętrza mojej głowy.

Zaskakujące doznanie. Niby sen, niby jawa, ani to ani to, a podziałało na mnie paraliżująco. Zupełnie tak, jakbym odkryła w sobie symptomy niepokojącej choroby i przestraszyła się, że oznaczają już wyrok.

To się wydarzyło mniej więcej dwa miesiące temu. Teraz dopada mnie już troszkę częściej.

W te szare, brzydkie poranki, gdy jadę do pracy; gdy najpierw mrówczym pędem zbiegam na stację metra, potykając się o zirytowanych przechodniów, później gdy stoję w wagonie pełnym zimnego światła, sprasowana niczym tuńczyk przez innych pasażerów, gdy wciskają mi plecaki w żebra, depczą podkurwieni po nogach i bezpardonowo uderzają łokciem w głowę. Wtedy znowu coś we mnie krzyczy. Rodzi się powoli i rozkręca z każdą kolejną minutą – gdy patrzę w te zrezygnowane, niewyspane twarze, które co rusz przyglądają mi się niechętnie, gdy odwracam wzrok, który napotyka po raz setny pięćdziesiąty reklamę „Piły”, gdy czuję jak bardzo zależna jestem od tej masy ludzkiej, która systematycznie kołysze się w przód i w tył wraz z momentem hamowania i nabierania rozpędu przez wagon. To wszystko podkręca we mnie tę myśl – co ja tu kurwa z wami wszystkimi robię! – i tę chęć, by otworzyć usta i w krzyku wylać z siebie tę niesamowitą frustrację… zupełnie jak bohater filmu „Zielona mila”, który otworzywszy swą dużą paszczę wyrzucił w niebo rój (tego czegoś) i oczyścił się wewnętrznie. :)

A później dojeżdżam do swej stacji, wysiadam, idę do pracy i rzucam się w wir, kołowrotek, który wywala z głowy wszelkie niedorzeczności, który każe zapominać o potrzebach, myślach, odczuciach i krzykach. Wpadam w rytm i niczym robocik działam osiem godzin na rzecz „mej wspólnoty”. W międzyczasie wychodzę na przerwę z koleżankami, między jednym kęsem a drugim gadamy o seksie i sercowych rozterkach, a później – jadąc razem z nimi do domu nie słyszę już żadnego krzyku. Zagłuszony został przez towarzyskie śmiechy i rozmowy, a w dodatku ubrany jest w sztywny mundurek obowiązków, które ściskają go za gardło i nie dają dojść do głosu…

Sama już nie wiem czy codzienna harówka to przekleństwo, czy może raczej łaska.

 

Bez tytułu
Autor: solei
11 stycznia 2007, 21:20

„Jeśli to, co odnalazłeś, powstało z materii czystej, nie zmurszeje nigdy. I będziesz mógł  po to kiedyś powrócić. Jeśli zaś jest to jedynie przebłysk światła podobny smudze kreślonej przez spadającą gwiazdę, nie zastaniesz tu po powrocie nic. Ale przynajmniej było ci dane zobaczyć blask światła. I już samo to warto było przeżyć.” P.Coelho, Alchemik

 

Kiedy to przeczytałam, skojarzyło mi się z kwestią „starego” P. – tego by się nie starać, nie robić nic na siłę, to może wtedy samo przyjdzie – jeśli ma co przychodzić. A jeśli nie, to chociaż „warto było przeżyć”.

 

Bez tytułu
Autor: solei
10 stycznia 2007, 19:22

Przyjaźń (tudzież koleżeństwo) z eks?...