Archiwum październik 2004


Bez tytułu
Autor: solei
17 października 2004, 10:11

Gdzieś usłyszane: Kobieta kocha całą sobą i siebie w zupełności oddaje. Mężczyzna kocha tylko tą częścią siebie przeznaczoną do kochania. Resztę pozostawia dla siebie i tysiąca innych obowiązków.

 

Prawda? Nieprawda?  

Mogę rzucać monetą.

Ja znam zaledwie tę jedną połowę powyższego stwierdzenia.

Drugiej mogę tylko coraz częściej doświadczać.

I wciąż usilnie starać się w nią wątpić.  

 

Bez tytułu
Autor: solei
03 października 2004, 11:08

Przeczytałam ostatnio uwagę NiN-a do, w sumie, całego bloga Harley. Napisał: „wyrozumiała dla tych mężczyzn jesteś, na granicy podziwu” ( - i w tym miejscu kończę nawiązywanie do Harley).

 

Zastanowiło mnie, w którym momencie wyrozumiałość ustawia nas w końcu na pozycji niewolnika. Niewolnika zrozumienia i wiedzy: „zrozumieć to znaczy wybaczyć”. Ile można wybaczać, jak długo, jak dużo, jak bardzo?

I kosztem czego?

Niewolnictwo.

Czy chęć rozumienia, rozumienie, oznacza, że staję się masochistką? Bo przecież to rozumienie stawia mnie w pozycji kobiety uległej, osoby bez żądań, bez pragnień, bez potrzeb: bo – rozumiem – że można ich nie móc, nie chcieć czy nie umieć spełnić…

Ile razy kosztem siebie, a w imieniu mej wspaniałej „wyrozumiałości”, poddańczo kiwnęłam głową?

 

Czy kiedy On kolejny raz pokazuje przed kolegami swoją wyższość nade mną, a ja, mając świadomość jak bardzo on boi się oskarżenia go o pantoflarstwo, pozwalam mu na to bez szemrania i wybaczam – często kosztem dobrego samopoczucia i wbrew własnym opiniom – staję się w swej wyrozumiałości wręcz głupia?

 

Czy za ciągłą wyrozumiałość można kogoś szanować? Czy można liczyć się z jego zdaniem? Czy można zastanawiać się: co Ty, moja droga, masz do powiedzenia, co Ty, moja droga, czujesz? Czego Ty, moja droga, potrzebujesz?  

Czy za ciągłą wyrozumiałość można kogoś kochać?

 

Czy można jedynie odbeknąć sobie w duchu : No przecież ona i tak zrozumie!!

Bo przecież ona zawsze rozumie.

Zrozumie, nieważne co by to nie było.

 

Gdzie przeprowadzić granicę wyrozumiałości? Czym się sugerować?

Własnymi odczuciami? Chyba nie, bo one są przecież zawsze kaleczone. A bynajmniej chyba tylko wtedy, gdy są kaleczone, możemy mówić o prawdziwej wyrozumiałości.

Więc gdzie przeprowadzić granicę i czym się sugerować?...

 

czas pokaże ?

 

 

 

Bez tytułu
Autor: solei
01 października 2004, 14:10

Wzdłuż kręgosłupa przechodzą mi ciarki, gdy słyszę to obleśnie wołanie - ptaków odlatujących gdzieś tam i dających sygnał do odgrzebywania ciepłych kurtek.

Fatalne uwarunkowanie. Od razu robi mnie się zimno. Nie tylko na ciele.

Może to jest najgorsze, że właśnie nie tylko na ciele.

Wcinam czekoladę. Już przytyłam prawie dwa kilo.

 

Na wydziale kończą się kretyńskie, pieprzone zapisy. Z tego co słyszałam ten rok poszczycić się może zaledwie dwoma omdlałymi i zabranymi przez karetkę osobami. Brawo. Zauważam postępy.

I chrzanię to. Dla mnie to już ostatnie takie wariackie jazdy. Chryste, Alleluja!

 

Nowe biurko. Bardzo duże, monitor w solidnym oddaleniu. Zza monitora wystaje Lampboy, nieco z tyłu lampka solna dająca czerwoną czy pomarańczową poświatę. Kubas pełen parującej herbaty. Stara Tracy Chapman w tle.

Moje ciepłe miejsce. Takie dla zdeptanej burą jesienią psychiki.

 

Kaloryfery zaczęły dziś grzać.

Na ustach fatalna oprycha, czoło zrobiło się podejrzanie ciepłe.

 

A moja miłość?… hmm… Bawi mnie mnogością doznań. Bawi mnie, bo czuję się przy niej jak dziecko – humorzaste, chimerzaste, pełne dwuznacznych emocji.  

Balansuję na linie, wzloty i upadki ;  a przecież nie jestem fascynatką sportów ekstremalnych.

 

W poniedziałek wdepnę w akademickie życie niczym w psią kupę na drodze. Smród przyprawi mnie o ból głowy.

 

Tyle u mnie.